Nocne Manewry SKPB 2018 – Lucień

Nocne Manewry SKPB 2018 – Lucień

Mimo, że średnia temperatura nieco spadła ostatnio to nie odpuszczamy z Tymkiem nocnych manewrów. To nasz trzeci start i zgodnie z planem podnosimy sobie poprzeczkę: w 2016 poszliśmy na trasę Beskidzką (która okazała się nieco za łatwa), w zeszłym była to trasa Tatrzańska, która już dała nam w kość (a konkurencja była silna) a w tym – zgodnie z rozkładem wyszło, że startujemy na Alpejskiej Letniej.

Miejscem rajdu są lasy Gostynińskiego Parku Krajobrazowego, który już w tym roku odwiedzałem na IT Oriencie, tylko że było to lato, dzień, 30 stopni w cieniu i jeździłem rowerem – czyli wiedza jakby mało przydatna dzisiaj.

Wpadamy do bazy z małym zapasem czasu, szybka rejestracja, uścisk ręki Adama (Hała Orient) i już siedzimy w autobusie jadącym na start. Trasa AL ma nominalnie 18.2km ale patrząc na limit czasu (480+120 minut) szykujemy się na półtora raza tyle. Szybko przychodzi nasza minuta startowa, budowniczy trasy – Pingwin – rzuca kilka słów wyjaśnienia co do mapy (2 strony w wielu odcieniach szarości) i wycinków, życzy nam powodzenia – i ruszamy. Oj, Pingwina będziemy dzisiaj na przemian błogosławić i przeklinać 🙂

Mgła w świetle czołówki

Wszystko byłoby pięknie gdyby nie wszechobecna mgła. Jakiekolwiek orientowanie się w ukształtowaniu terenu momentami staje się niemożliwe. Najskuteczniejsze okazuje się zdjęcie czołówki z głowy i trzymanie jej na wysokości kolan…

Pierwszy punkt wchodzi ładnie więc od razu humor się poprawia i pojawia się optymizm co do dzisiejszej nocy. PK2 i 3 idą z marszu. PK4 wymaga drugiego namierzenia bo widoczna na mapie granica kultur jest zupełnie niewidoczna w terenie – może dlatego, że mapa jest sprzed 40 lat?

Zamaskowany Tymek

Idąc na PK5 mijamy ewidentnego stowarzysza na wschodnim zboczu górki – ale punkt właściwy chowa się przed nami. Przemierzamy podłużny szczyt tam i z powrotem, ostatecznie z premedytacją wpisujemy tego stowarzysza na kartę i… chwilę później znajdujemy punkt właściwy. Zmiana kosztuje 10 punktów karnych, jakoś to przeżyjemy.

PK6 też jest na górce, trafiamy jak po sznurku i przyspieszamy kroku bo między drzewami widać idący w kierunku punktu inny zespół. Przyspieszamy i nie znajdujemy przecinki, która miała nas dalej prowadzić. W końcu odbijamy z powrotem na południe i znowu przecinamy nieistniejącą przecinkę. Idziemy dalej na wschód (nie odpuszczając sucharka, że tam przecież musi być jakaś cywilizacja 😉 ) i coraz mniej wiemy gdzie jesteśmy. Zgodnie z planem zgubiliśmy się nocą w lesie. Zawodników w lesie jak mrówek ale wiadomo, każdy na innej trasie i z inną wizją. W końcu docieramy do większej drogi w relacji wschód-zachód i idziemy nią modląc się o słupek. Wreszcie jest! Piękny słupek z widocznymi numerami kwartałów. Wychodzi, że PK7 dawno zostawiliśmy za sobą – błądzenie tak nas psychicznie zmęczyło, że nie wracamy po niego. Punktów jeszcze wiele przed nami a czasu sporo już zeszło.

Bo to bardzo zła droga była

PK8 jest prosty, PK9 wymaga dopasowania wycinka z ortofotomapy ale też jest ok, PK10 łapiemy z marszu a PK11… PK11 robi nas w konia. Punkt jest na górce o mocno stromym zboczu i chyba stąd wynika niedoszacowanie odległości. Łapiemy pierwszego stowarzysza. Swoją drogą miejsce wygląda bardzo fajnie – nawet nocą – taka pofalowana górka z pojedynczymi drzewami i porozrzucanymi krzakami jałowca tworzącymi miejscami mały labirynt.

Na PK12 ma być ognisko, kiełbaski i stop-czas. Wdrapujemy się na górkę, żeby zobaczyć piękny widok na bazę z ogniskami.

Artystyczna wizja ogniska przez mgłę

Ogromne ognisko w połączeniu z bliską zera temperaturą oznacza, że twarz płonie a tyłek marznie 🙂 trudno wytrzymać taki kontrast więc kiełbaski zjadamy nieco niedopieczone.

Manewrowe kiełbaski

Lecimy dalej, wychodzi, że jeśli utrzymamy tempo to może zmieścimy się w czasie bazowym. Dochodzimy do asfaltu i tak przyspieszamy, że mijamy zejście w las – skutkuje to błędem w namiarze i drugim stowarzyszem.

Kolejne punkty wchodzą ładnie, mgła trochę opadła a w każdym razie zrobiła się mniej gęsta – nasze myśli zaczynają błądzić w okolicach ciepłych łóżeczek (nie planujemy noclegu w bazie bo do domu raptem godzinka jazdy). Łapiemy ostatni punkt i wypadamy na szosę – ostatnie 2km do bazy maszerujemy żwawo 9:20/km 🙂 Ostatecznie mamy 17 minut spóźnienia.

Nasza karta startowa

Jak zawsze świetna organizacja i wspaniałe wrażenie kiedy w nocy w lesie migają dziesiątki czołówek. Za rok – jak wychodzi z planu – trasa Alpejska Zimowa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *