IT Orient 4 – 7/2018 – Goreń Duży

IT Orient 4 – 7/2018 – Goreń Duży

To mój pierwszy IT Orient, zazwyczaj trudno było w wakacje zgrać terminy – ale tym razem jakoś się udało – i bardzo się cieszę 🙂 Tym bardziej, że terenem rajdu jest Gostynińsko-Włocławski Park Krajobrazowy, przez który tylko przejeżdżałem (natomiast dużo dobrego słyszałem od dzieci, które były tutaj na zielonej szkole).

Ważne! IT Orient jest rajdem charytatywnym, wszystkie pieniądze z wpisowego trafia do fundacji Słonie na Balkonie

Standardowo celuję w trasę Giga (czyli coś w okolicy 100km), nie doceniam jednak pogody (od dłuższego czasu mamy codziennie 30 stopni w cieniu),  terenu rajdu („wydmy śródlądowe”) i ambicji organizatorów – dla pełnego dystansu przygotowali 33 punkty kontrolne (w limicie 8h). Na komplet Mega trzeba zaliczyć „tylko” 23 punkty… Oznacza to, że na jeden punkt przypada raptem 15 minut, co nie wygląda realistycznie.

Organizacja rajdu jest na 5+, na starcie są nawet kanapki z kurczakiem dla zawodników (nie mówiąc o takich drobiazgach jak woda). Zaplanowanie przynajmniej części trasy zajmuje sporą chwilę (chociaż mapa jest fajna – niezbyt duża ale punktów jakby ktoś garścią sypnął).

Zostawiam najbliższy PK5 (zakładam, że na początku będzie tam straszny tłok – bo frekwencja dopisała) – zostawiam go sobie na koniec – i lecę od razu na PK3 (wieża widokowa). Już na tym pierwszym punkcie orientujemy się, że punkty będą ciekawe i nieoczywiste. Wieżę widać z daleka, ale okazuje się, że to nie jest właściwa wieża – ta z lampionem jest 100m dalej ukryta w krzakach.

Widoczek z właściwej wieży

Trudno opisywać każdy z punktów przy tej ich ilości – ale trzeba przyznać, że projektanci trasy naprawdę się postarali. Większość punktów jest ciekawa. Lampiony umieszczone są w charakterystycznych punktach – takich jak jeziorka, platformy widokowe, pomniki przyrody – w najgorszym wypadku na ambonach i szczytach wzniesień. To lubię 🙂

Mój trzeci punkt to właśnie taka „kładka” w środku lasu.

PK26 – dziwna kładka

Przy schodzeniu z kładki coś gryzie mnie w łydkę tak, że podskakuję pół metra do góry. Obawiam się czy to nie osa ale brak opuchlizny sugeruje muchę końską (fachowo bąk bydlęcy, tabanus bovinus). Z lekko drżącą nogą lecę dalej, na szczęście akurat kawałek asfaltu.

PK29 – piękny pomnik przyrody

Bez problemu łapię następny punkt (PK32 na rozświetleniu) i podejmuję próbę przedostania się najkrótszą drogą na PK23 po drugiej stronie rzeczki. Nad brzegiem doganiam Piotrka Banaszkiewicza, który ma taki sam plan – ambonę z lampionem widać jak na dłoni, nie więcej niż 150m od nas – ale rzeczka nie jest sympatycznym strumykiem o piaszczystym dnie tylko bagnistym potworem. Piotrek – twardy gość podejmuje próbę desantu.

Piotrek VS Zuzanka

Sytuację oddaje następujący dialog:
Ja – wygląda, że nie jest głęboko?
Piotrek – no bo idę bo zwalonym pniu…

W tej sytuacji postanawiam zostawić Piotrka na pastwę żywiołu i postanawiam jednak najechać punkt od północy – co zajmuje mi 25 minut… 

Objazd na PK23

Ostatecznie docieram do ambony, na którą jeszcze trzeba się wdrapać po lekko chwiejnej drabince 🙂

Tam na skraju lasu byłem pół godziny temu
Ambona stowarzyszona

Zostawiam za sobą łąki i zagłębiam się w piękny las. Las jest bardzo ładny, ale drogi są mordercze. Piachulce do n-tej potęgi. Do wyboru często jest albo zarośnięta ścieżka zawalona gałęziami albo piasek jak na plaży. Jak to mówią – wybór między dżumą a cholerą 😉

Typowa droga na IT Oriencie

PK12 to miejsce pamięci – pamięci o tragicznej śmierci partyzantów i rodziny Migdalskich zamordowanych przez hitlerowców pod koniec wojny. Więcej o tym: https://pomniki.wloclawek.pl/2017/09/22/pomnik-pamieci-stefana-migdalskiego-lat-12-i-dwoch-radzieckich-spadochroniarzy/

PK12 – Migdalszczyzna

Dalej czeka mnie „Patrolowa góra”, punkt łatwy do namierzenia ale na szczyt wdrapuję się bez roweru.

Punkt zaliczony, ale gdzie zostawiłem rower?

Następnie PK1 – na który udaje mi się wjechać rowerem – ale za to na górze muszę na chwilę usiąść i odetchnąć. Jest piekielnie gorąco – nawet w lesie…

PK1 – wiata

Dalej PK10 i bufet! Cudowny arbuz, banany i woda. Uzupełniam bidony, wymieniam pozdrowienia i jadę dalej.

PK13 – Na bufecie (zdj. Piotr Zarzycki)

Dojazd na PK17 też mocno urozmaicony poziomicami.

Coś dla fanów przełajów
Za jedną górką następna

Po odwiedzeniu bufetu człowiek jakby bardziej optymistycznie nastawiony do świata 😉 tym bardziej kiedy trafi na piękny staw w środku lasu.

PK33 – Jezioro Łąkie

Na PK18 kolejna rzeczka, która nie zachęca do przeprawiania się na drugą stronę.

PK18 – Rzeka Ruda

Następnie przelot brzegiem rezerwatu jeziora Gościąż – szlakiem końskim – co oznacza piachy i piachy. Aż się chce zawołać: Wincyj piachów! 🙂 Średnia z tego dwu kilometrowego odcinka to 9km/h…

PK24 – Jezioro Gościąż

To szósta godzina jazdy w upale i mocno czuję zmęczenie. Im dłużej patrzę na leżące w gęstwinie poziomic PK15, PK16 czy PK21 – tym mniej widzę sens w pchanie się do nich. Czasu nie ma dużo a przecież niedaleko bazy czeka mnie jeszcze kilka punktów, które powinny być proste i łatwo dostępne. Decyduję się na przebicie do szerokiej drogi opisanej jako Obwodnica i szybką ewakuację na południe.

Obwodnica – zbawienie moje

Droga jest cudowna, twarda, szutrowa. Rozpędzam się miejscami do 30km/h. Z rozpędu przestrzeliwuję przecznicę – ale szybko wracam na szlak. PK19 to kolejna góra – pocieszam się, że inni też pchają rowery w tym miejscu. 

Zjazd nad jezioro Skrzyneckie i nagle jakbym wpadł na nadmorski deptak. Tłum ludzi w strojach plażowych, dzieci z dmuchanymi jednorożcami, budki z lodami i pamiątkami. Letnia sobota w lokalnym kurorcie. Łapię PK8 na skarpie i jak najszybciej opuszczam to miejsce 🙂

Jeszcze jedno zdjęcie Obwodnicy – bo fajnie się jechało

Następny z kolei jest PK6 oraz pułapka na bałwany takie jak ja 🙂 PK25 leży raptem 500m w lini prostej od PK6. Skoro leży tak blisko to na pewno po to, żeby ktoś spróbował przedostać się bezpośrednio i padł – realizuję ten plan twórcy trasy w 100 procentach 🙂 Spędzam urocze pół godziny próbując pokonać te 500 metrów przedzierając się przez dwumetrowe pokrzywy, jeżyny-ludojady, trawy mutanty i hiper-krzaki. Poddaję się bo nie jestem w stanie ocenić jaką odległość przebyłem i szanse na przestrzelenie szukanej drogi istotnie rosną. Nie robię żadnego zdjęcia bo nie mam siły (trochę szkoda)…

Chaszczing and krzaczing

Czas się powoli kończy, łapię jeszcze PK4 nad jeziorkiem i wracam do bazy. Nie wiem ile mam punktów. Czystej wody organizm już nie chce zaakceptować więc wylewam to co zostało w bidonie na głowę. Nie mam siły na leżący w odległości 4-5 minut od bazy PK5…

Podsumowanie

Rajd był trudny i ciężki ale bardzo fajny, wszystkie punkty w ciekawych miejscach, dobrze rozstawione – gdyby nie upał (i kilka głupich decyzji) wynik byłby istotnie lepszy. Cóż, jeśli mi się uda to może za rok będzie szansa na lepszy start.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *