Liczyrzepa – Wiosna 2018 – Spalona
To drugi rajd Liczyrzepy w tym roku (poprzedni: Liczyrzepa zimowa). Tym razem zmagania przenoszą się w prawdziwe góry – Bystrzyckie i Orlickie. To, w połączeniu z długością trasy (200km) wygląda jak zemsta za zbyt dobre wyniki na zimowej edycji 🙂
Bazą jest schronisko w Spalonej, miejsce bardzo miłe, przytulne i dość klimatyczne. Byłem tu parę lat temu i najlepiej pamiętam podjazd od południa pod Jagodną – noga za nogą na najmniejszym przełożeniu.
Start wczesnym rankiem – limit czasu to 15h + 2h spóźnień. Dostajemy dwa duże arkusze z 30 punktami rozrzuconymi hojną ręką po zielonej płaszczyźnie. Patrząc na plątaninę serpentyn dróg i ścieżek oraz gęstwinę poziomic kompletnie nie mam pomysłu jak to zaplanować. Wstępnie decyduję się na północną część mapy z przejazdem w dalszej części po czeskiej stronie – a co z południem to się potem zobaczy (od razu mogę zdradzić – że nic się nie zobaczyło).
Pierwszy punkt odrobinę przestrzeliwuję ale wystarczy wrócić się parę kroków – natomiast chwilę później okazuje się, że aktualność mapy nie jest jej mocną stroną – jadę dalej piękną szutrówką, której nie ma śladu na mapie (natomiast są na niej strzałki jakiegoś maratonu rowerowego – więc mogę zakładać, że droga nie urwie się ślepym zaułkiem). Ta nieistniejąca droga wykręca ostatecznie zupełnie w złym kierunku i potrzebna jest kolejna korekta (tym razem dobre 10 minut stracone bez sensu).
Nie tracę jednak dobrego humoru i docieram do pięknej skałki.
Jedzie się dobrze, drogi na razie są suche, twarde i szybkie – jedyny problem to brak wielu ścieżek z mapy. Efekt tego jest taki, że zamiast na wschód zgodnie z planem uderzam najpierw na zachód do PK63 (co ostatecznie wydaje się całkiem niezłym wariantem).
Dalej przez Krolewski Las do PK30 i w dół szosą w kierunku PK51. Mijam Pawła Banaszkiewicza, który wygląda na lekko zdezorientowanego – rzucam w locie skąd i dokąd jadę i odbijam w las nabierać straconej przed chwilą wysokości. Niestety znowu drogi brak, jest za to pieszy zielony szlak. Pieszy. Bardzo.
Wchodzenie szlakiem trwa tyle, że na górze spotykam znowu Pawła, który w międzyczasie złapał PK30 i dojechał tutaj dużo lepszym wariantem. Lecimy dalej na północ ale nawet nie próbuję trzymać się Pawła, który znika dość szybko – jednak pół godziny później spotykamy się ponownie w Forcie Wilhelma: https://pl.wikipedia.org/wiki/Fort_Wilhelma.
Chwilę później doganiam Pawła przy Strażniku Wieczności https://pl.wikipedia.org/wiki/Stra%C5%BCnik_Wieczno%C5%9Bci.
Kiedy przy kolejnym punkcie (PK50) znowu doganiam Pawła – co chyba go trochę stresuje więc następny przelot udaje mi się poprowadzić przez chaszcze i już więcej się nie spotkamy. Przejazd pomiędzy PK50 a PK52 zajmuje mi ponad godzinę tylko dlatego, że nie chciało mi się na początku wrócić na drogę leżącą kilka poziomic wyżej… Dodatkowo niepotrzebnie pomijam leżący dość blisko PK62 (podobno Jarek – planista – straszył, że jest tam błoto i szkoda zdrowia).
PK52 to kolejny fort – tym razem Fort Fryderyka: https://pl.wikipedia.org/wiki/Fort_Fryderyka.
Przelatuję szybko na PK72 a następnie próbuję jakoś odjechać, robię coś dziwnego (rezygnuję z drogi na południe, na zachód się nie da, więc w zasadzie bez sensu schodzę stromym stokiem na przełaj na północ…).
Następnie tracę masę czasu na PK22 – gdzie znowu nie ma śladu po drogach z mapy ale za to są zupełnie inne (niestety prowadzące nie tam gdzie trzeba). Próby dotarcia do punktu skutkują współpracą z Marcinem Białką – z którym przejadę od tego momentu większy kawałek pozostałej części trasy.
Szybko docieramy na Torfowisko pod Zieleńcem i do wieży widokowej – wstyd się przyznać ale dopiero telefon do bazy pozwala nam odnaleźć lampion sprytnie ukryty na drugim piętrze wieży.
Dalej ostry podjazd (prawie 300m w górę) i zdobywamy Orlicę przekraczając jednocześnie granicę polsko-czeską.
Potem szybki choć długi przelot na południe, nie zatrzymujemy się w mijanym schronisku – naszym celem jest najwyższy szczyt tych gór – Velká Deštná.
Tutaj mogę być z siebie zadowolony, bo po dłuższym bezskutecznym poszukiwaniu lampionu na namierzonym zakręcie wykuję szybką analizę azymutów i poziomic, robię korektę domniemanego położenia i prowadzę nas jak po sznurku na właściwy zakręt.
Czuję się już mocno zmęczony i co gorsza robi się coraz zimniej – na co jestem tak średnio przygotowany. Daję się jeszcze namówić na bunkier PK55 (okazuje się być nieźle ukryty – ale razem z Leszkiem H-I jakoś go znajdujemy).
Pozostaje wariacki zjazd w dolinę rzeki Orlicy (Marcin postanawia jeszcze powalczyć o punkty więc tutaj się rozstajemy) – a potem podjazd piękną szosą do schroniska.
Na parkingu spotykam jeszcze Czarnych, którzy już skończyli Liczyrzepę i za chwilę planują jechać by tej samej nocy wystartować w Tropicielu… no comment 🙂
Z trasy 200-kilometrowej zrobiłem raptem trochę ponad 100 – ale co tam 🙂
- Strona organizatora: https://rajdliczyrzepy.wordpress.com
- Trasa: TR200
- Przebieg: 105km, 2500m przewyższenia
- Czas: 14:03
- Punkty kontrolne: 17/30
- Punkty przeliczeniowe: 700
- Miejsce: 23/27
- Trasa na Stravie: https://www.strava.com/activities/1582645663
- Trasa na 3d-rerun: http://3drerun.worldofo.com/…
2 thoughts on “Liczyrzepa – Wiosna 2018 – Spalona”