Liczyrzepa – Wiosna 2019 – Węgliniec
Tydzień poprzedzający Liczyrzepę był makabryczny jeśli chodzi o pogodę – w tym czasie odbywał się Race Through Poland, który ukończyło 8 zawodników na 74 startujących. Prognozy na nadchodzącą sobotę były jednak wyjątkowo optymistyczne więc w ostatniej chwili decyduję się na start. Dogaduję się z Dominikiem i Rufusem w kwestii transportu i jedziemy w kierunku Zgorzelca.
Już o 6 rano słoneczko pięknie przygrzewa i zapowiada się przyjemne 15 godzin latania po Borach Dolnośląskich. Na mapie dobrze ponad 40 punktów kontrolnych + LOP-ka – a mapa to 2 duże arkusze + dwa rozświetlenia A4.
Rysuję plan dość zgrubnie planując odwiedzić starą kopalnię na południu, wioskę przy granicy z Niemcami, LOP-kę i pare innych ciekawie opisanych punktów. Nie zwracam specjalnie uwagi na wagę punktów (to teoretycznie rogaining więc punkty mają różną wartość).
Asfalt kończy się już po kilkuset metrach – i jak się okaże dzisiaj na całej trasie będziemy go spotykać naprawdę rzadko.
Pierwszy punkt (PK26) to pierwsze koty za płoty – obok drzewa z lampionem przechodzę tylko 3 razy. Na odjeździe z punktu mijam się z Łukaszem Senderkiem, który coś jeszcze bardziej pokręcił jadąc w to miejsce. Będziemy dzisiaj jeszcze parę razy się mijać.
Razem łapiemy PK55 i PK18 i rozjeżdżamy się mając nieco inne pomysły na trasę. Ja lecę do PK54.
Wjeżdżam na rozświetlenie obejmujące zamkniętą kopalnię głębinową węgla brunatnego (działającą od początków XXw pod nazwą Stadt Gorlitz a po 1945 jako Kaławsk). Kopalnia została zamknięta po katastrofie z roku 1970 – w zalanym szybie zginęło wtedy 5 górników.
Powyższy wycinek pochodzi z serwisu polska-org.pl – jest tam też więcej materiałów o kopalni i Węglińcu: https://polska-org.pl/543614,Zielonka,Unirubber_dawna_kopalnia_wegla_brunatnego_Kalawsk.html
Mijam piękny staw, łapię 2 punkty i lecę w okolice szybu Rygle pierwsze (PK12). Doganiają mnie tam Łukasz Mirowski i Krzysztof Szawdzin.
Grzecznie rezygnujemy z przechodzenia przez wykreślone na mapie tory i lecimy na PK11 – tzn. oni lecą a ja sobie spokojnie jadę 😉
W drodze do PK24 (podstawa wieży) droga przecina przepołowioną wydmę.
No i na zjeździe z górki, na której stała ta wieża zaliczam niezłą wtopę. Zaczyna się od przestrzelenia właściwej drogi/przecinki – o dobrych parę-set metrów (może to złe odmierzenie a może coś innego – teraz już nie wiem). Moja (czyli ta zła) przecinka zamiast poprowadzić na PK45 prowadzi przez zniszczoną drogę, która urywa się na potwornych krzaczorach.
Przebijam się do nie-wiadomo-gdzie. Jak na złość nie ma nawet głupiego słupka z numerem kwartału, który pozwoliłby się jakoś połapać. W końcu rezygnuję (na chwilę) z PK45 i postanawiam najpierw znaleźć PK15 (bo wydaje mi się, że jestem bliżej niego) ale poprzedni błąd propaguje się na kolejne namiary – nabijam kolejne 2km bez sensu. Ostatecznie łapię oba punkty mocno już wkurzony (stąd brak zdjęć zalanej kopalni).
Kolejnym punktem jest wieś – Bielawa Dolna. Jest to wieś wypełniona po brzegi rzeźbami – i to czasami naprawdę dziwnymi rzeźbami. Myślę, że zrobienie tam nocnego rajdu na orientację byłoby genialnym pomysłem 🙂
Można spędzić pół dnia robiąc zdjęcia różnym dziwadłom – nie mam tyle czasu ale nie mogę się powstrzymać od pstrykania.
Poza rzeźbami jest tam wiele atrakcji dla dzieci – różne parki, ogrody, tajemnicze ścieżki, wieże. Chociaż jak dla mnie – niektóre są nieco straszne…
Z tego co doczytałem, to za wiele z tych tworów odpowiada rzeźbiarz z Bielawy Dolnej – Mieczysław Grabuńczyk.
Z lekkim żalem zostawiam za sobą „Zakątek Turiusa” i lecę na północ.
Łapię kolejne punkty – po drodze spotykam Marcina Białkę, z którym jechałem ładnych parę godzin na zeszłorocznej wiosennej Liczyrzepie. Dojeżdżając na PK63 inny zawodnik ostrzega nas, że w rowie jest woda do pasa (a lampion po drugiej stronie rowu). Marcin decyduje się jednak na przeprawę – podczas gdy ja stwierdzam, że Jarek (planista) nie zdejmowałby butów, żeby powiesić lampion – i postanawiam poszukać lepszego przejścia kawałek dalej. Oczywiście przejście jest a ja mogę tylko koledze pstryknąć fotkę.
No i wreszcie docieramy do Linii Obowiązkowego Przejazdu czyli LOP-ki. Jak się okazuje – składa się ona z kilku odcinków czegoś w rodzaju single-tracków z rozrzuconymi 6 lampionami. Nie są to może ścieżki jak „Pod Smrekiem” ale i tak całkiem fajne miejsce. Szkoda tylko, że nie są mocniej ubite a tylko wysypane średnim żwirkiem. Na LOP-ce Marcin szybko mi ucieka – widać, że ma doświadczenie w takiej jeździe – mnie wyrzuca na jednym zakręcie w pole i dalej już jadę spokojnie.
Po zakończeniu LOP-ki jedziemy dalej a ja czuję zbliżający się kryzys – kończy się picie (4.5 litra już poszło). W okolicach PK71 zostaję z tyłu i decyduję się na zjazd do miejscowości Parowa.
Tam pod sklepem doganiam Marcina i kolegów z teamu T-mobile. Kupuję wodę, banany itd. i postanawiam odsapnąć chwilę a Marcin planuje powrót na północ po tłusty punkt PK81. Ja natomiast niezbyt racjonalnie postanawiam złapać PK21 w Osiecznicy – tylko ze względu na opis (punkt z widokiem na tyłek słonia). Ciekawość ponad wszystko.
Docieram do Osiecznicy i na wieżę widokową – jednak ani słonia ani nawet jego tylnego kawałka nie widzę. Jarek na odprawie wspominał, że teraz mogą zasłaniać drzewa…
Pozostaje kierować się do bazy zbierając co się da po drodze.
Ostatnim specjalnym punktem jest PK32 – wieża obserwacyjna. Fajnie wygląda na mapie bo wszystkie drogi prowadzą do wieży – ale samą wieżę trudno z daleka dostrzec wśród drzew.
Ostatnie 2 punkty wymagają włączenia lampek i lecimy. Na ostatnim kilometrze dogania mnie dawno nie widziany Łukasz Senderek i na 15 minut przed limitem czasu docieramy do bazy.
Aha, byłbym zapomniał – Jarek na odprawie wspominał o watahach wilków, które można spotkać. No i wychodzi, że udało mi się na trasie spotkać jednego wilka. I było trochę jak w opowiadaniu starego bieszczadnika:
– Posłuchaj mnie, Maciek, jak wilk wyjdzie na polanę, a ty go zobaczysz, to wszystko w tobie zamiera. Patrzysz na niego i wiesz, że on na ciebie patrzy. Wyczuł cię. Nie wiesz, co zrobi. I wtedy jest coś takiego, jakbyś ty był w wilku, a wilk w tobie i nic poza wami nie istniało.
Adam Bahdaj, Gdzie Twój dom Telemachu?
Podsumowanie
Wiosenna liczyrzepa – kolejna udana edycja – równie fajna jak zeszłoroczna (chociaż mniej górzysta). Wielkie lasy, mało asfaltów, piękna pogoda. Super 🙂
- Strona organizatora: http://rajdliczyrzepy.pl
- Trasa: TR200
- Przebieg: 170km, 1286m przewyższenia
- Czas: 14:45
- Punkty kontrolne: 29+6(LOP)
- Punkty przeliczeniowe: 1190
- Miejsce: 25/30
- Trasa na Stravie: https://www.strava.com/activities/2378678482
- Trasa na 3d-rerun: tbd