Nadwiślański Maraton na Orientację 2017 – Rudzica

Nadwiślański Maraton na Orientację 2017 – Rudzica

Zeszłoroczny „Nadwiślański” z podejściem pod Błatnią był naprawdę świetny (relacja: https://bike.fork.pl/2016/04/11/nadwislanski-maraton-na-orientacje-2016/ ) więc widząc na liście startowej większość krewnych-i-znajomych-królika nie zastanawiam się długo. Jedziemy z Piotrkiem Zarzyckim, który w tym sezonie przechodzi do kategorii długodystansowej – chociaż niektórzy tacy jak Wiki twierdzą, że te 150km to nawet nie średni dystans 😉 Baza w porównaniu z zeszłym rokiem jest trochę bardziej na południe więc zastanawiamy się gdzie mr Projektant (Grzegorz Liszka) nas zaprowadzi. Może Skrzyczne? Może Barania Góra? 🙂 Trasa jest zaplanowana na 29 punktów, 150km w limicie 15 godzin i nie powinna przekroczyć 3000m przewyższeń – tak przynajmniej obiecuje w trakcie wieczornych pogaduszek Grzesiek.

W przeciwieństwie do poprzednich 2 rajdów startuję już na sprawnym rowerze (nie odważyłbym się na „Nadwiślański” bez działających przerzutek), zasypiam więc z uśmiechem myśląc o nadchodzącym bardzo długim dniu.

Startujemy o 7 (z małym poślizgiem). Dostajemy dwie duże mapy (1:50000) oraz kartkę z rozświetleniami 15 punktów – jak to wszystko zmieścić w mapniku? Rozrysowuję sobie trasę tak, żeby jak najszybciej trafić w południową, najbardziej górzystą część – planowanie części północnej zostawiam na później (zakładając, że coś tam i tak trzeba będzie odpuścić). Kieruję się asfaltami prosto na południe na PK17.

PK17 Jar

Pierwszy punkt jest na swoim miejscu, jako że to początek to zawodników jest wielu. Jar jest bardzo ładny (i jest jednym z setek podobnych, które dzisiaj będziemy mijać).

PK28 – pozostałość bunkra

Tuż przed punktem dogania mnie Wiki, podbijamy i lecimy dalej. Mijamy jadącego do punktu Piotrka Zarzyckiego, który zresztą dogoni nas jeszcze zanim dojedziemy do następnego punktu.

PK3 – zwyżka

Przejeżdżamy pomiędzy jakimiś ponurymi zabudowaniami (ponurymi ale ozdobionymi fajnym grafitti) i zaczynamy pierwszy dzisiaj terenowy podjazd. Jest trochę błota ale jedzie się dobrze. Punkcik zgodnie z mapą i lecimy dalej.

PK11 – koniec ścieżki

Wiki obiera inną drogę a mi udaje się zaliczyć jedyną dzisiaj glebę (pada lekka mżawka i mokre gałęzie trzeba przejeżdżać prostopadle – niby oczywista oczywistość ale grawitacja boleśnie przypomina o sobie). Punkt jest w pobliżu szczytu „Góry Górki” (tak jest napisane na mapie) i to pierwszy kawałek, gdzie miejscami trzeba rower poprowadzić. Mimo niezłego rozświetlenia trzeba wykonać kilka korekt bo ścieżek jest dużo. Tyle dobrego, że łatwo poznać wspomniany szczyt – bo wyżej już się wjechać nie da. Przy punkcie kilku zawodników, którzy zaatakowali pieszo od południa – faktycznie nie był to zły pomysł.

PK8 – skrzyżowanie

Następny punkt to miejsce o nieoficjalnej nazwie „przełęcz Liszki” i jako jedyny ma najwyższą wagę (80 punktów przeliczeniowych). Prawdę mówiąc to w ogóle nie patrzę na te punkty przeliczeniowe… Zaraz po zjeździe z asfaltu pojawia się rozwidlenie, postanawiam wybrać mniej błotną drogę:

Mniej błotna droga

Jadę jakieś 30% a prowadzę rower 70% czasu – nie jest nawet bardzo stromo ale na błocie tracę szybko przyczepność. Docieram do zielonego szlaku i zdobywam punkt razem z Moniką (http://kosma100.bikestats.pl/1567290,Nadwislanski-Maraton-na-Orientacje.html) i Tomkiem (http://t0mas82.bikestats.pl/1567367,II-Nadwislanski-Maraton-na-Orientacje.html). Dalej czeka nas przejazd pięknym mglistym lasem. Dla takich dróg przyjechałem na ten maraton.

Błoto się skończyło, jest mgliście i pięknie

PK4 – Kamieniołom

Jadę przez te góry i napatrzeć się nie mogę 🙂

Przed punktem spotykam większą grupę zawodników, m.in. pojawia się Michał Rychlik, który spóźnił się nieco na start oraz Romek (z którym przejechałem sporą część zeszłorocznego rajdu).

PK25 Kamień Komory Cieszyńskiej

Dalej nieco szalony zjazd do Spalonej, mijam sklep znany mi z zeszłego roku i kolejny podjazd. Punkt jest przy kamieniu granicznym (do poczytania: https://pl.wikipedia.org/wiki/Komora_Cieszy%C5%84ska ).

PK10 Drzewo nad źródłem

Niektórzy decydują się na powrót do asfaltu i dojazd troszkę dłuższą ale gładką trasą, ja jednak wolę znaną mi z zeszłego roku piękną leśną drogę. Droga ma dobrą szutrową nawierzchnię więc jedzie się bardzo fajnie. Sam dojazd do punktu nieco kłopotliwy bo zaznaczone na mapie ścieżki zostały pozagradzane płotami i ogrodzeniami – ale źródełko jest i do tego obetonowane i uporządkowane.

PK20 Kamieniołom

Zjeżdżam do Ustronia i przelatuję przez kawałek uzdrowiska. Namierzam stosowną drogę ale nie sprawdzam azymutu i pcham się bez sensu pod górę… Mała poprawka i nachodzę punkt – jest na samym dole tego kamieniołomu.

Wiosna idzie, kwiatki rosną…
Kamieniołom

PK29 Bufet

Na bufet trzeba zasłużyć – w tym przypadku oznacza to kilkukilometrowy asfaltowy podjazd. Jadę za Tomkiem Sójką i nawet w biegu postanawiam strzelić zdjęcie bo fajnie wygląda na podjeździe na tle nieba.

Highway to Heaven

Mijamy Romka walczącego z awarią i docieramy do bufetu. Są ciasteczka, banany, rodzynki i morele, woda i izotonik. Można wyciągnąć mapę, usiąść pod wiatą i zaplanować dalszy ciąg zabawy.

PK6 Paśnik

Przejeżdżam jeszcze kawał lasu i pojawia się otwarta przestrzeń.

A teraz będziemy zjeżdżać

Paśnik niby całkiem spory a jednak jakoś go mijam i robię małe kółeczko po lesie.

PK24 Narożnik ogrodzenia

Następną atrakcją jest punkt położony po czeskiej stronie granicy. Tutaj niestety następuje niepotrzebne podwójne rozkojarzenie – najpierw mijam zjazd do granicy a potem już za dawnym przejściem granicznym zamiast odbić grzecznie w prawo lecę prosto. Dobrze, że to wszystko asfalt więc nie tracę dużo czasu… Do tego jeszcze tuż przy punkcie skracam sobie drogę przez małą łączkę i zostaję „ochrzaniony” przez jakiegoś mieszkańca tych okolic – niestety po czesku więc nie jestem pewien o co chodziło 😉

Czeska pętla

PK9 Bunkier.

Dojeżdżam asfaltem, zostawiam rower w rowie i wspinam się najkrótszą (i najbardziej stromą) drogą na azymut. W ten sposób trafiam do bunkra w zasadzie bezproblemowo.

Z wnętrza bunkra coś się na mnie gapi

PK14 Wykrot

Godziszów też znamy z zeszłego roku, namierzam precyzyjnie wg rozświetlenia. Na odjeździe mijam Michała Rychlika i Romka. Doganiają mnie kilka kilometrów dalej kiedy przekładam mapy – wracamy na północną mapę.

PK7 Rozwidlenie strumyków

Są strumyki, jest też całe morze czosnku niedźwiedziego.

PK22 Skarpa

Michał z Romkiem decydują się odpuścić 22 na rzecz innych punktów a ja lecę właśnie tam goniąc znowu Tomka Sójkę. Skarpa okazuje się otaczać dość dziwne miejsce – coś jakby stary kamieniołom wykorzystywane teraz chyba jako polowa kaplica.

PK22

PK16 Skrzyżowanie nasypu ze strumykiem

Tomek decyduje się na chwilę przerwy na kanapkę a ja lecę dalej – niestety całkiem bez sensu. Rozmyślam o niebieskich migdałach, nie sprawdzam licznika i skręcam za wcześnie. Kończy się to skakaniem przez kanały i wciąganiem roweru po polu. Tomek spokojnie kończy kanapkę i dociera na punkt sporo przede mną.

No i pojechałem na skróty

PK12 Czereśnia

Robi się późne popołudnie. Drzewa owocowe kwitną. Punkt jest na swoim miejscu.

Widok spod czereśni

PK1 Podmyty świerk

Następny punkt to ma być podmyty świerk w zakolu strumyka – a zamiast tego jest katastrofa. Z kompletnie niewyjaśnionych przyczyn już w lesie blisko punktu odbijam w sposób niekontrolowany na północ i nad strumykiem nic nie znajduję. Przez dobre 45 minut łażę w górę i w dół strumienia. Wszystkie zakola strumyka wyglądają podobnie. Świerków jest mało ale myślę sobie, że może to być jakiś malutki świerczek. Nie ma nic takiego. Zapada zmrok, siadam na pieńku, wyciągam latarkę na kask i stwierdzam – że wniosek jest prosty, jeśli punktu nie ma tam gdzie wydaje mi się, że powinien być – to znaczy, że nie jestem tam gdzie mi się wydaje. Rozkładam mapę i rozświetlenie, porównuję poziomice z terenem, przyglądam się zabudowaniom po drugiej stronie strumienia – i wreszcie rozumiem swój błąd. Jestem ponad 400 metrów na północ od punktu. Łapię rower i jak po sznurku trafiam do lampionu…

PK1 się ze mnie śmieje

PK15 Posyp

Sprawdzam czas i postanawiam zdobyć jeszcze dwa punkty i wrócić na bazę w limicie czasu (niby wchodzą w grę jeszcze 2h spóźnień ale jest już ciemno). Do punktu trzeba dojść obok gospodarstwa, gdzie właściciel pyta się – co tu właściwie się dzieje i co ci ludzie robią w krzakach 😉 Wyjaśniam krótko co to jest rajd na orientację i zapowiadam, że to już długo nie potrwa. W krzakach faktycznie dużo się dzieje – migają czołówki, wymieniam kilka słów z Michałem Bedykiem i wracam do roweru. Zjeżdżam skrajem pola, które jest tak tłuste, że całkiem zalepia mi oponę a małe światło pomiędzy oponą a błotnikiem powoduje totalną blokadę. Ziemia ma konsystencję plasteliny… Ręcznie muszę oczyścić choć trochę oponę aby móc rozpędzić rower.

PK21 Początek Jaru

Jest już całkiem ciemno ale na niebie księżyc w pełni. Jadę na ostatni punkt. Ten akurat nie sprawia żadnych kłopotów i pozostaje parę kilometrów asfaltem do bazy. Do limitu pozostaje jakieś 10 minut.

Podsumowanie

Miałem duże oczekiwania względem tego rajdu – i nie zawiodłem się. Świetne punkty, zero „przestrzeleń”, piękne góry – czego chcieć więcej (wiadomo czego – lepszej nawigacji).

Strona organizatora: http://nmno.nadwislanskirp.pl/
Trasa: TR150
Przejechane: 124km, 2470m przewyższenia
Czas: 14:47
Punkty kontrolne: 21 / 28 (jeden został wyłączony)
Punkty przeliczeniowe: 910 / 1200
Miejsce: 28 / 55
Trasa na Stravie: https://www.strava.com/activities/933689659
Trasa na 3d-rerun: http://3drerun.worldofo.com/…

 

 

One thought on “Nadwiślański Maraton na Orientację 2017 – Rudzica

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *