Szago XIV – Stara Kiszewa

Szago XIV – Stara Kiszewa

Wiosenne Szago (relacja tutaj) poszło nam całkiem fajnie więc postanawiamy z Tymkiem spróbować zmierzyć się z edycją jesienną. Podobnie jak wiosną mamy przed sobą dwa etapy – dzienny rowerowy i nocny pieszy – ale tym razem miejscem akcji będą północne rejony Borów Tucholskich.

Część I – R60

Startujemy w kierunku wschodnim, jest jeszcze dość chłodno ale falująca droga pozwala się rozgrzać. Szybko zjeżdżamy z asfaltu i podążamy przez podmokłe łąki nad rzeką Wierzycą. Już PK1 sprawia nam lekkie trudności – łąki są lekko porozjeżdżane i trudno to odnieść do mapy – na szczęście zawodników jest wielu i szybko znajdujemy odpowiedni dołek.

Poranek na Szago

Przebijamy się przez zabłocone drogi i kierujemy się na PK9, który okazał się największą niespodzianką dzisiaj. Wiedzieliśmy, że mapy nie są bardzo aktualne – na odprawie Budowniczy wspominał, że w rzeczywistości jest dużo więcej zabudowań – ale na PK9 zostaliśmy zrobieni totalnie w konia. Mianowicie kilkaset metrów od celu z pomiędzy drzew wyłania się jezioro. Na mapie jest jezioro ale kawał drogi na północ – wydaje się niemożliwe, żebyśmy tak zboczyli z drogi. Zawracamy kawałek, zaczynamy szukać i dopasowywać drogi do mapy – ale nic się nie zgadza… Po 45 minutach błądzenia poddajemy się i próbujemy znaleźć jakąś dalszą drogę. Potem okaże się – że po prostu jezioro „pojawiło się” później niż moment stworzenia mapy. To nie było jakieś tam bajorko – zresztą – proszę bardzo:

Mapa rajdowa – wtedy to było ledwie bagienko
Zdjęcie satelitarne (google) – niezła małpa z tego punktu…

Trudno – lecimy dalej, jakoś udaje się znaleźć wioskę i skrzyżowania pasujące do mapy – i kolejny punkt namierzamy już dość płynnie (lubimy mapy z zaznaczonymi głównymi liniami elektrycznymi).

Kaszubski wrzesień

Dalej piękny szlak nad jeziorem Kazubskim i punkt w tajemniczych ruinach – takie lubimy. Tak sobie gadamy, że bardzo by pasował do nocnego rajdu Sukkub InO 😉

Tajemnicze ruiny – w nocy byłoby tu nieźle

W dobrym tempie łapiemy PK7 i lecimy na północ, przy PK3 spotykamy zestaw zawodników z Danielem Śmieją na czele – oni jadą trasę długą więc im nie przeszkadzamy 😉 Przed nami kolejne jezioro rynnowe (Wygonin) gdzie na dojeździe mija nas Grzegorz Liszka (razem z Danielem będą dzisiaj na pierwszym stopniu podium TR100). Odbijamy na południe – mijamy kolejne przecinki Borów, można tak tu jechać prosto przez wiele kilometrów… Na polanie przed punktem – stado saren – ogromne, 20 albo 30 zwierzaków. Niestety natychmiast czmychają w gęstwinę – nie mam szansy na wyjęcie aparatu – ale co zobaczyliśmy tego nie odzobaczymy 😉

Polana już bez rogacizny – tylko my – dwa samotne jelenie 🙂

Mimo, że nie ma już bardzo dużo czasu to lecimy na PK12 – jedyny punkt warty 3 punkty przeliczeniowe. Nawet nie dlatego, że taki drogi – ale dlatego, że fajnie się jedzie przez te lasy – szkoda wracać w bardziej cywilizowane rejony.

Droga

Analizujemy mapę i decydujemy sie na PK11 (2 punkty przeliczeniowe) zamiast PK5 (1 punkt) – co ostatecznie okazuje się być – w kontekście punktacji – złym wyborem. Kiedy wyjeżdżamy z lasu na ostatnią prostą prowadzącą do bazy – okazuje się, że jest ona fajna, asfaltowa – ale niestety prosto pod wiatr, na który w lesie nie zwracaliśmy uwagi. W efekcie spóźniamy się 2 i pół minuty na metę. W sumie nie mamy 3 lampionów (nieznaleziona 9-ka oraz pominięte na końcu PK10 i PK5 – co daje 5 punktów przeliczeniowych) i tracimy 3 punkty za spóźnienie – co oznacza wynik 12 / 20 i miejsce 33 na 41. Porównując z wiosennym startem – niby słabo – ale wtedy limit czasu wynosił 7h, ta jedna godzina więcej zmieniłaby sytuację bardzo mocno.

Część II – MT12

Szybki prysznic, przebieramy się, przełykamy imprezowy bigos i dopełniamy całkiem niezłym „kebsem” z foodtrucka 🙂 Mamy teraz parę godzin przed startem drugiego etapu – więc jest szansa na drzemkę. Trochę przeszkadza tylko dekoracja medalistów tras rowerowych 😉

Symbol trasy – MT – ma oznaczać „Mało Trudna” a 12 ilość kilometrów w liniach prostych między punktami – czyli zakładamy, że trzeba to co najmniej pomnożyć przez 2.

Zaczynamy od PK7 – opisowego: „ilość ławek nad stawem”. Na mapie staw jest w szczerym polu – w rzeczywistości jest w środku osiedla domków, otoczony drogą z betonowej kostki i latarniami. Witamy w cywilizacji. Mamy tylko nadzieję, że zaraz opuścimy cywilizowane rejony.

Mostek nad stawem

Następne punkty robimy bez problemu, przy PK11 omijamy jednego stowarzysza i z rozpędu nabieramy się na drugiego, ale szybka poprawka namiaru i robimy korektę.

Przy PK4 dogania nas para zawodników – idziemy dalej za nimi nie próbując utrzymać tempa. Bieganie to nie jest nasza specjalność. Docieramy do PK9, który dzisiejszej nocy sprawi nam najwięcej kłopotu. To pierwszy punkt, który trzeba znaleźć na azymut. Azymut trzymamy dobry ale za dajemy się skusić górce – według śladu byliśmy o krok od celu… Niestety odbijamy na północ, potem powtarzamy namiar i w końcu łapiemy stowarzysza. Prawdę mówiąc to dzisiaj nie jestem pewien patrząc na poziomice czy punkt był w dołku czy na górce 🙂

Górka to czy dołek?

Następne dwa PK łapią się pięknie ale przy przelocie na jedynkę droga kończy się w środku lasu. Idziemy w/g kompasu i docieramy do odpowiedniej ścieżki ale nie jesteśmy pewni, w którym miejscu. Postanawiamy namierzyć punkt od skrzyżowania – i to chyba był błąd, tzn. skrzyżowanie było ale przesunięte względem tego co na mapie (znowu – teren w porównaniu z mapą mocno przekształcony, masa pogrodzonych działek, domów itp). Znajdujemy dwa lampiony – w dołku i na choince. Wybieramy ten bardziej zgodny z namiarem i łapiemy drugiego stowarzysza.

Następny punkt (PK5) to następny stowarzysz – tutaj troszkę skrzywił się azymut przy łażeniu po krzakach.

Ponieważ generalnie idzie nam nieźle Tymek stwierdza, że zaryzykujemy i pójdziemy przez środek loga PTTK.

Szybki maraton na trasie Ustka – Babia Góra – Przemyśl

Kontrolując odległość i kierunek szczęśliwie trafiamy na właściwą drogę i z marszu namierzamy piętnastkę.

Następnie tracimy ładnych parę minut na szukanie PK3 w środku lasu – dołek okazuje się dużo mniejszy niż to wynikałoby z mapy – ale tak to bywa z oznaczeniami.

Czasem zdjęcia nocą wychodzą dobre a czasem „ciekawe”

Na odejściu z punktu droga rozpływa się w krzakach i nie udaje się trafić na odbicie w kierunku kolejnego punktu (nie pomaga też w tym poprzegradzany las) – ostatecznie docieramy do szosy i lecimy PK8 i PK14 od północy – nie ma z tym większych problemów poza nieudaną próbą sforsowania rzeczki, której właściwie nie zauważyliśmy na mapie. Na koniec PK10 w miasteczku, baza i cieplutki śpiwór 😉

Zużyliśmy cały czas podstawowy (6 godzin) oraz 48 minut z limitu spóźnień (48 punktów karnych), złapaliśmy 3 stowarzysze (3 x 25 punktów karnych) i mieliśmy jedną poprawkę na karcie (10 punktów karnych) – w sumie 133 punkty karne co dało 7 miejsce na 16 zespołów. Rywalizacja była wyrównana – pomiędzy 5 a 9 miejscem różnica wynosiła tylko 30 punktów.

Podsumowanie

Niby to samo Szago co na wiosnę – a zupełnie inaczej. Wtedy komplet na rowerowej i tragedia na nocnej – dzisiaj dokładnie na odwrót. Ciekawe co przyniesie Szago XV?

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *