Pół Setki Po Łódzku

Pół Setki Po Łódzku

Łódzkie SKPB (Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich) organizuje raz do roku taki rajd w okolicach Łodzi – 100km w limicie 24h lub 50km w 12h. Można iść z opisem lub na orientację. Postanawiamy z Tymkiem spróbować przejść 50km bo dotychczas najdłuższe dystanse piesze mieściły się w granicach trzydziestu kilku kilometrów i chcemy zobaczyć czy mamy potencjał na zrobienie 50+ (i w jakim stanie). Ponieważ cenimy sobie wolność wyboru wybieramy wariant „na orientację” – do tego w trybie dziennym (czyli drugą połówkę, bo pierwsza zaczyna się nocą).

Z okazji jubileuszu (to dziesiąta Setka) trasa nie składa się z dwóch pętli tylko z jednej otaczającej Łódź – jest to pewna wada bo spora część trasy wiedzie względnie blisko miasta – ale projektanci starali się to możliwie ograniczyć. Po krótkiej odprawie w bazie zostajemy wywiezieni użyczonym przez MPK autobusem na półmetek – jest to remiza w Kanzas (aka Konstantynów Łódzki 😉 ). Okazuje się, że czeka nas południowa część trasy więc przy dobrym planowaniu moglibyśmy wejść do domu na obiad 🙂 Startujemy o 8:30, pół godziny po „opisowcach”. Okolice Kanzas znam jak własną kieszeń – w podstawówce jeździliśmy tutaj na kremówki glinianki 😉 Przemykamy szybko pomiędzy nowymi fabrykami SSE i zanurzamy się w lesie okolic Neru i Dobrzynki. Pierwszy punkt (młyn nad Dobrzynką) próbuję podejść trochę „zbyt sprytnie” tajnym przejściem pod trasą S14 co kończy się w pokrzywach ale ostatecznie wychodzi na to, że nie straciliśmy dystansu.

Młyn widmo – w dzień niezbyt straszny

Z młyna lecimy na Rudę Pabianicką, Stawy Stefańskiego, Starową Górę – wszystko to znajome okolice (w najbliższym miejscu jestesmy może 3 km od domu).

Stawy Stefańskiego

Smutnym asfaltem przelatujemy na Wiskitno (opisowcy chyba szli minimalnie dłuższym ale bardziej przyjaznym dla ludzi szlakiem). Docieramy do Stróży gdzie w sklepiku uzupełniamy picie, zjadamy po wafelku na ławeczce i… zaczynamy czuć, że postoje nie są naszym przyjacielem. Kilka minut odpoczynku i nogi jakoś dziwnie zaczynają reagować – może gdybyśmy regularnie robili jakieś przerwy to byłoby inaczej? Cóż – przed nami najprzyjemniejszy odcinek trasy – trzy PK w lesie pomiędzy Wiśniową Górą i Kraszewem.

Po złapaniu trzeciego postanawiamy jednak zrobić troszkę dłuższą przerwę w pozycji horyzontalnej – wiemy, że trudno będzie wstać ale stopy proszą o chwilę wytchnienia.

Nie wstanę, tak będę leżał!
Pokój z widokiem na liście

Teraz tylko długi przelot przez las i przez Andrespol do Bedonia.

Bedoń Przykościelny – ulica Kościelna…
…i sam kościół.

Czy tylko nam wieża tego kościoła kojarzy się z z jakimś załogowym statkiem kosmicznym? 🙂

Do ostatniego PK idziemy nieco na azymut między polami kukurydzy ale trafiamy bezbłędnie. Na trawce koło punktu odpoczywa kolega, który kończy pełną setkę – już wie, że zdąży w limicie więc nie ma się gdzie spieszyć a widoki piękne i słoneczko miło przygrzewa…

W dole widać metę – ale to jeszcze dobre 2-3 km

Do bazy we Wiączyniu Dolnym docieramy po 9 godzinach i 7 minutach. To najlepszy czas z orientalistów idących 50 i trzeci gdyby porównywać się z opisowcami – to tylko tak informacyjnie bo Setka nie jest wyścigiem, limit czasu jest głównie po to, żeby organizatorzy mogli kiedyś zamknąć metę. Setka służy zmierzeniu się z samym sobą.

Podsumowanie

Na metę docieramy w stanie „średnim” (tzn. u mnie stawy bez zarzuty, mięśnie jęczą całkiem porządnie, na stopach kilka małych pęcherzy) – ale nie wyobrażam sobie przejścia dwa razy takiego dystansu. Może gdybyśmy szli spokojniej robiąc regularne odpoczynki byłoby lepiej? Według stravy mamy „moving time” 8:36 – czyli postoje w sumie trwały równe pół godziny – chyba niedużo… Trasa w/g GPS-a odrobinę krótsza niż 50km – może w ramach orientacji udało się trochę zaoszczędzić.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *