Jaszczur 4/2018 – Kamienne Ściany – Pilchowice
Ostatni – czwarty Jaszczur w tym roku. Jestem szczęśliwy, że udało mi się być na wszystkich edycjach. Tym razem lądujemy na Dolnym Śląsku a dokładnie na Pogórzu Izerskim. Złota polska jesień w pełni, prognozy optymistyczne, czegóż chcieć więcej? Tylko szczęścia w nawigacji 🙂
Dojeżdżamy do bazy rano, szybkie śniadanie w trakcie odprawy i już lecimy bo „wylosowaliśmy” pierwszą minutę startową. Dobrze, że TP50 już jest w drodze – nie będziemy sami wydeptywać pierwszych ścieżek.
Pierwszy punkt wchodzi ładnie, drugi też bo jest to wielki żółty budynek – dzisiaj będzie trochę rysowania. Nie sprawdzamy co to bo się nam dobrze idzie…
Mijamy jeszcze bardziej tajemnicze coś, odpowiedzi co to takiego proszę SMSem wysłać PKSem.
Kolejny punkt w pięknym wąwozie to już sporo szukania.
Lampion odnajduje się w skalnej szczelinie do której nieco z trudem udaje mi się wcisnąć. Poszło ładnych parę minut – przegania nas Piotrek walczący o pierwsze miejsce w Pucharze Jaszczura na TP25.
Po narysowaniu wapiennika czeka nas zejście nad Bóbr. Żadna ścieżka nie prowadzi dokładnie w oczekiwanym kierunku więc postanawiamy zejść na brzeg i tamtędy dostać się na kolejny PK. Problem polega na tym, że zbocze jest bardzo strome. Bardzo. Nachylenie momentami ponad 45 stopni. Na 100m mamy 70m przewyższenia. Wybraliśmy chyba najbardziej stromy odcinek w okolicy. Próbujemy znajdować trawersy, omijać skałki. Trafiamy na ślad zielonego szlaku turystycznego, po którym został tylko pojedynczy znak na drzewie. Aż wreszcie – po którymś kroku pęka jakaś gałąź pod butem i zaczynam się zsuwać. Pojawia się nieco irracjonalna myśl – widziałem to w Call of Duty!
Różnica tylko taka, że nie ląduję ostatecznie w Bobrze ale zatrzymuję się na drzewie. Wrzeszczę do Tymka „nic mi nie jest” i przytulam się do drzewa żeby uspokoić tętno…
Jeszcze wolniej już prawie bez problemów docieramy na brzeg rzeki i oddychamy z ulgą.
Kawałek dalej mamy punkcik, który wymaga chwili wspinaczki – ale wchodzić jest łatwiej niż schodzić. Na górze na znużonych zawodników czeka… ławeczka z widokiem.
Czyli jesteśmy już dwa kroki od tytułowego miejsca tego rajdu – tamy na Bobrze. Genialne miejsce – szczególnie widziane z dołu. Tama ma ponad 100 lat i jest imponująca.
Jednym z zadań w okolicach zapory jest policzenie eksponowanych turbozespołów. Hm… prawdę mówiąc znam tylko jeden turbozespół – znaczy – zespół Turbo!
To był dobry trop – bo rzeczone turbozespoły też są mocno metalowe – ale kolorystycznie to nie jest black metal.
Chwilę potem wdrapujemy się na położoną 60m wyżej koronę zapory.
Kolejne punkty łapiemy idąc dalej wzdłuż Bobru.
Docieramy do lokalnej „Sokolicy” gdzie spotykamy Grzegorza i Agnieszkę, którzy próbują pobrać od nas opłatę za wstęp na punkt widokowy 🙂
A widoki są warte każdej ceny. Swoją drogą punkt ma ciekawą historię: http://www.zapomnianepunkty.karr.pl/pl/strony/1071.stanek.html
Dalej odwiedzamy kolejną elektrownię – Wrzeszczyn.
Zbliżamy się do półmetka, na którym czekają na nas 4 lidarowe PK. Pierwszy wchodzi tak pięknie, że lepiej nie można (na zasadzie – „tutaj jest zakręt, tutaj mostek, tutaj wąwozik czyli lampion będzie na tym drzewie” – i faktycznie jest – oczywiście po drugiej jego stronie).
Drugi z tych czterech PK też łapiemy od ręki, na trzecim łapiemy stowarzysza a czwarty mijamy zagadani i tracimy orientację – rezygnujemy z wracania po niego, czasu nie ma za dużo…
Schodzimy na dół do wsi (Siedlęcin) i odwiedzamy Wieżę Rycerską. Niestety nie ma czasu na zapoznanie się z freskami.
Teraz kilka dłuższych przelotów, skracamy drogę lecąc na szagę przez pola.
Łapiemy punkt na mokradłach i docieramy do torów – niestety w złym miejscu co ostatecznie kończy się brakiem 3 zwykłych PK (6, 7 i 8). Nie tracimy dużo czasu na poszukiwania bo czasu coraz mniej a intrygują nas pozostałe punkty – szczególnie podwójny punkt J-K.
Wychodzimy na most kolejowy na nieużywanej linii.
Idziemy sobie po tym moście a mi zaczyna w głowie kołatać się myśl – że już to miejsce widziałem. I eureka – faktycznie widziałem. W grze „The Vanishing of Ethan Carter”…
Autorzy wymodelowali na potrzeby gry wiele miejsc z trasy rajdu. choćby samą zaporę:
A także pobliską stację kolejową, która była kolejnym punktem kontrolnym:
Wreszcie czeka nas punkt podwójny. Na rozświetleniu jedna kropka – a w opisie „PK J – inny niż K, PK K – inny niż J”. Chwila gapienia się w mapę i już wiemy. Tory kolejowe idą tunelem pod górą – jeden punkt jest na górze a drugi w tunelu. Nie zawaham się napisać, że w tym punkcie objawił się geniusz Malo jeśli chodzi o projektowanie tras 🙂
Zaczynamy od górki (znowu potwornie strome zbocze – ale teraz po ciemku) – jednak nie tak wysokie jak brzeg Bobru. Chwilę później schodzimy do tunelu.
Z tunelu dalej torami zdążamy po ostatni punkcik – gdzie spotykamy Wiesława. Chwilę wspólnie marudzimy, że na takie stromizny jak dzisiaj trzeba było zabrać czekan.
Na drodze do mety staje nam tylko sympatyczny wielki biały pies. Nie jest agresywny ale szczeka basem i gdyby nie ustawione na pełną moc lampki to chyba chciałby się z nami bliżej zaprzyjaźnić… omijamy go dużym łukiem i zamykamy dzisiejszą pętlę.
Podsumowanie
Trzy pominięte PK (tańsze, nie-lidarowe). Dwa stowarzysze (jeden z głupoty – bo w ogóle nie zauważyłem PK2 na mapie – uratował nas Tymek, który zapamiętał niechcący wskazanie wodowskazu – tyle, że nie tego co trzeba).
Miejsce – świetne, jeśli ktoś nie mógł dotrzeć na Jaszczura to niech sobie zagra w Zaginięcie Ethana Cartera (albo jeszcze lepiej – niech wsiada w pociąg do Jeleniej).
- Strona organizatora: https://www.facebook.com/ZgromadzenieWedrownicze
- Trasa: TP25
- Przebieg: 27.6km, 800m przewyższenia
- Czas: 9:20 (limit 7+3)
- Punkty kontrolne: 23/26 (2 PS)
- Miejsce: 4
- Trasa na Stravie: https://www.strava.com/activities/1918869880