Nocne Manewry SKPB 2019 – Sadowne

Nocne Manewry SKPB 2019 – Sadowne

Ewie tak spodobała się niedawna Hała, że z uśmiechem przyjęła propozycję zastąpienia Tymka i wystartowania w Nocnych Manewrach. Rejestrujemy zatem nasz zespół tak jak na Hale – pod nazwą Huncwoty. Dla mnie to czwarte manewry i planowałem przejść na kolejny poziom – ale nie chcę młodej zawodniczki zamęczyć – więc wybieramy level drugi (trasa Tatrzańska 2 – prostsze są Beskidzkie, trudniejsze Alpejskie i Himalajska).

Ewa ma odwagę, a Ty?

Już na dojściu do pierwszego punktu udaje mi się zgubić kartę startową – na szczęście musimy wrócić tylko 150 metrów – ale adrenalina od razu skacze bardziej, niż jakby z krzaków wyskoczył jakiś dziki zwierz 😉 Pierwszy PK jest łatwy, do drugiego pchamy się na przełaj i go nie znajdujemy. Według analizy na 3d-rerun przeszliśmy idealnie przez punkt i go jakoś nie zauważyliśmy – fakt, że namiar trochę nam nie wyszedł bo szukaliśmy go 100 metrów dalej ale i tak trochę słabo. Decydujemy się iść dalej bo czasu nie ma bardzo dużo (6h + 1.5h limitu spóźnień). Na szczęście PK3 i PK4 wchodzą już ładnie.

Wpisami na karcie zajmuje się Ewcia

Na PK5 dajemy się skusić punktowi stowarzyszonemu, przed PK6 malutki błąd ale szybko naprawiamy i potem fajne przejście przez łąkę – kiedy światło latarek nawet w najmocniejszym trybie nie sięga do jej skraju – po prostu łąka ciągnie się i rozpływa w ciemności.

i tylko noc noc noc

PK7 i 8 też bez komplikacji i wreszcie docieramy do ogniska (PK9). Godzina nieobowiązkowego stop-czasu – zdajemy kartę, mapy i idziemy na herbatkę. Ewa odmawia pieczonej kiełbasy ale zgadza się na „tosta” o ile to ja go przygotuję – nabijam na kijek kiełbaskę dla siebie a na drugi dwie kromki chleba. Ognisko ma dość imponujące rozmiary i z dwóch kromek jedna upiekła się „na amen” 🙂 Cóż, zjadamy to czego nie spaliłem, uzupełniamy herbatę w termosie i lecimy dalej.

Na PK10 chwila stresu bo punktu nie ma ale chwila czesania i słyszę triumfalne „tam jest, widzę” – a ja nie widzę, bo mi – jak to w lesie – drzewo zasłania 😉

Night train

Przechodzimy przez tory – grzecznie zgodnie z mapą po wyznaczonym przejeździe – pilnowanym zresztą przez SOK. No i dajemy się złapać na świeżo wybudowaną niezaznaczoną na mapie drogę. Nic dziwnego, że planowanego odbicia nie ma – ale za to mamy przyjemność oglądać stado saren (znaczy – widzimy głównie ich oczy w ciemnościach). Po wyjaśnieniu sobie błędu dość szybko orientujemy się jak go naprawić i wracamy na planowaną trasę.

PK11 i 12 wymagają chwilki szukania natomiast na dojściu do PK13 Ewa rzuca „rajdy są fajniejsze od chodzenia po górach bo ciągle coś się dzieje” – na co ja odpowiadam, że w takim razie trzeba wystartować w jakimś górzystym rajdzie na orientację. I jak na zamówienie – przed naszymi nosami wyrasta całkiem strome zbocze. Według poziomic górka ma dobre 25 metrów wysokości (jak na Mazowieckie to chyba nieźle). Niestety wdrapywanie się pod nią zaburza ocenę odległości i łapiemy drugiego stowarzysza.

PK15 na skraju lasu

Coraz bliżej mety – PK14 aż podejrzanie prosty (trochę się boimy, bo zagęszczenie lampionów w okolicy duże – tutaj przebiegają poza długimi trasami te najkrótsze – beskidzie i familijne). Do PK15 pierwsze dzisiaj przedzieranie się przez krzaki (dotychczas lasy były generalnie dobrze przebieżne – poza młodnikami, które omijaliśmy). Troszkę przestrzeliwujemy na północ ale szybka korekta i ostatni punkt pada naszym łupem.

Podsumowanie

Okazuje się, że poszło nam naprawdę wyśmienicie (albo to konkurencji poszło troszkę słabiej 😉 ) – zajęliśmy 6 miejsce na 36 drużyn na naszej trasie. 1 brak punktu (90 p. karnych) + 2 punkty stowarzyszone (po 25 p. karnych) + 56 minut spóźnienia (56 p. karnych) = 196 punktów karnych.

Nasza karta startowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *