Jaszczur 3/2019 – Sv.Jiří – Radynia
Radynia – baza trzeciego Jaszczura w tym roku – położona jest na skraju Gór Opawskich, tuż przy granicy z Czechami. Jest to jeden z tych ciekawych fragmentów Polski, gdzie na mapie mamy swoistą inwersję – Czechy są na północy a Polska na południu. Tytuł rajdu daje pewność, że odwiedzimy dzisiaj naszych sąsiadów.
Trasa TP25 startuje, kiedy słońce jest już wysoko i solidnie przygrzewa – rozlewamy z Tymkiem po 2.5 litra wody do bukłaków – do tego na mapie są zaznaczone 2 punkty z wodą (mniej lub bardziej zdatną do picia). Mapę dostajemy – jak na Jaszczura – typową: trochę starej mapy topograficznej, spora część czeska niewiadomego pochodzenia, trochę wycinków lidarowych. Jedyną rzeczą nietypową jest skala – 1:17500 ale w oczekiwaniu na start rozmawiamy sobie z innymi zawodnikami o przeliczaniu i wspominamy różne błędy popełnione na innych rajdach (tak to jest, że najlepiej zapamiętuje się błędy – szczególnie te najbardziej katastrofalne).
Pierwsze 2 PK są przy głównej drodze, ale w drodze na trzeci schodzimy ze ścieżki i pchamy się na azymut.
Na punkcie PK2 kręcimy się w kółko bo lampionu nigdzie nie widać – dogania nas Piotrek Zajączkowski i kręcimy się chwilę razem – ale o pomyłce nie może być mowy, miejsce na mapie jest charakterystyczne.
Kolejny punkcik to mały wąwóz z nieoczekiwanie głębokim wycięciem i lampionem nad „przepaścią”.
Wychodzimy na skraj lasu i już widać czego spodziewać się po informacji „Lampion na najwyższej ruinie”.
Podchodzimy bliżej ruin kościoła i ustawiamy się w kolejce do wejścia po lampion. Jak słyszymy od poprzedników – schodków nie ma zbyt wiele, tak w sam raz.
Przychodzi moja kolej wejścia na górę – faktycznie schody są drewniane, mają sto lat i są częściowo spalone. Ostrożnie włażę na górę zakładając, że skoro kilka osób wcześniej nie spowodowało zarwania tych resztek to i mnie się uda.
Wejść – jak to zwykle bywa – było prościej niż zejść…
Zbliżamy się do granicy, gdzie stoi kapliczka z rzeźbą Matki Boskiej Wysiedlonej. To ślad bardzo skomplikowanych dziejów tych okolic – mowa o czasach, kiedy musieli te tereny opuścić Niemcy sudeccy i zamiast Mährisch Pilgersdorf pojawił się Pielgrzymów i Pelhřimovy – gdzie po czeskiej stronie trafili Czesi wracający z ziemi Wołyńskiej. Po czeskiej stronie mało co przetrwało przejście frontu w 1945 (wtedy też zniszczony został kościół w którym byliśmy przed chwilą).
Kawałek dalej po czeskiej stronie docieramy do dużo starszych ruin – jest to kościół pod wezwaniem św Jerzego Męczennika – tytułowego sv. Jiří. Budynek jest od wielu lat remontowany rękami ochotników – kiedy tam dotarliśmy wszędzie trwały całkiem intensywne prace. Kościół ma nawet swój profil na facebooku.
Kilka punktów dalej docieramy na górkę z pięknym widokiem.
Na górce mamy standardowe zadanie – podać azymut i odległość do białego kościoła. Azymut podajemy dobrze, ale odległość wpisujemy z czapy – 1km – kiedy do celu są mniej więcej 3km. Na przyszłość trzeba będzie wykonywać dokładniejsze pomiary.
Dziś w kąciku edukacyjnym – pomiar odległości w terenie za pomocą linijki: wyciągniętą ręką (albo lepiej dwoma, żeby się mniej trzęsło) trzymamy linijkę, mierzymy żądany obiekt (albo inny – gdzieś obok) i wyliczamy odległość w/g wzoru:
odległość = d * H / h
d – odległość linijki od oka (lepiej sprawdzić w domu), np. 45cm
H – wysokość rzeczywista, np. 15m
h – wysokość zmierzona, np. 2mm
oczywiście trzeba ujednolicić jednostki, czyli
450mm x 15000mm / 2 mm = 3375000mm = 3.4km
Jeśli nie wiemy czy wieża kościoła ma 15 czy 30 metrów – to lepiej poszukać czegoś – czego rozmiar łatwiej określić (zwykły dom, ciężarówka).
Dalej idziemy nieco na przełaj w kierunku kolejnego punktu, prześlizgujemy się przez pole kukurydzy płosząc sarny, docieramy do ogrodzenia, za którym już prawie widać cel…
No i w zasadzie to trudno powiedzieć jak to zrobiliśmy ale kompletnie przestrzeliliśmy ten punkt – a ponieważ przechodziliśmy jeszcze przez kolejne ogrodzenia, to nie chce nam się już wracać – tym bardziej, że obraz na cieniowanym lidarze jest bardzo nieczytelny (Czesi jakieś słabe te lidary mają chyba).
Dalej dłuższy odcinek szosą i potem 3 punkty na małym obszarze, jeden z nich to studzienka z wodą gdzie spotykamy Anię i Jacka z pieskami (pieski są szczęśliwe z powodu świeżej wody – inna rzecz, że jeden z nich mnie jakoś nie lubi 😉 ). My też pijemy wodę – chociaż nie wpadamy na dość oczywisty pomysł, żeby dolać trochę do bukłaków…
Ponieważ od początku rajdu pomiary odległości jakoś nie do końca nam się zgadzają próbuję sprawdzić dokładnie czy czegoś nie pokręciłem z mapą, mierzeniem itd. i wtedy dociera do mnie moja – nie bójmy się tego słowa – głupota 🙂 17.5 razy 2 to nie jest 25 jak mi się wcześniej wydawało (skala mapy to 1:17500 – a ja mierzyłem odległości podziałką dla skali 1:25 dzieląc wynik przez 2). Przez większą część rajdu wszystkie pomiary były przestrzelone o dobre 25% – aż dziwne, że w ogóle coś znaleźliśmy…
Na podwójną wieżę trzeba wejść bo na karcie mamy podać ilość schodków – chwila wysiłku i możemy podziwiać widoki.
Dalej mamy iść szlakiem granicznym – i tutaj popełniamy drugi błąd dzisiaj. Idziemy wzdłuż granicy ale nie w tą stronę co trzeba… Dopiero kiedy po kilkuset metrach schodzenia nie ma oczekiwanej ścieżki zauważam, że litera P na słupku granicznym jest nie z tej strony co trzeba. Znaczy – literka jest z dobrej strony, tylko my jesteśmy nie tam gdzie powinniśmy. Sprawdzamy czas i odpuszczamy wdrapywanie się z powrotem na górę. Dwa lidarowe punkty poszły w las.
Na dole w Opawicy łapiemy szybko dwa punkty, jeden jest po czeskiej stronie ale da się łatwo przejść rzeczkę po murowanym progu.
Wchodzimy powoli w czas spóźnień więc przyspieszamy kroku, odwiedzamy malutką kapliczkę św. Anny i spory zameczek po czeskiej stronie – Linhatovy.
Pozostaje nam jeden punkt na lidarze – czyli jeszcze jedno chaszczowanie na koniec (bo ścieżka nam jakoś ucieka).
Z rozpędu łapiemy stowarzysza – ale faktycznie drogi na lidarze też nie było widać…
Do bazy docieramy z prawie 2 godzinami spóźnień. Lądujemy na 3 miejscu (m.in. niestety przez kontuzję Piotrka, który musiał odpuścić ostatnie punkty). Na pierwszym miejscu rodzina Wron (Wronów?) – wielki szacunek i podziw – szczególnie dla młodych Wroniąt 🙂
- Strona organizatora: https://www.facebook.com/ZgromadzenieWedrownicze
- Trasa: TP25
- Przebieg: 32.0km, 565m przewyższenia
- Czas: 8:47 (limit 7+3)
- Punkty kontrolne: 24/27 (3 PS)
- Miejsce: 3/8
- Trasa na Stravie: https://strava.com/activities/2668839016