Bike Orient 3/2016 – Niegowa
Ostatni, piąty rajd z cyklu Pucharu Bike Orient. Wracamy na Jurę odwiedzoną całkiem niedawno w trakcie KoRNO. Pogoda zapowiada się średnio ale nic to. W bazie pojawiam się jako jeden z pierwszych ponieważ w ostatniej chwili dostaję od organizatorów pasażera-niespodziankę, którego trzeba przywieźć możliwie wcześnie (Sylwię, która na Bike Oriencie zajmuje się obsługą zawodników – od niej dostajecie zestawy startowe a na koniec oddajecie podziurawione karty). Z tego powodu mam czas na spokojne śniadanko, naszykowanie roweru, przebranie się itd. Deszcz pada niezbyt mocno ale bez przerwy – ale nastroje w biurze wesołe a herbatka ciepła 🙂
Na szczęście odprawę udaje się zorganizować pod długim namiotem więc mapy mają szansę przez jakiś czas pozostać w stanie czytelnym (także dzięki dostarczonym torebkom strunowym, bez nich byłoby bardzo słabo).
PK6 – koniec ścieżki
Trasę postanawiam zacząć od względnie bliskiego punktu na południe od bazy. Miejsce znane z KoRNO (wtedy szukaliśmy „charakterystycznego drzewa” – teraz będzie troszkę trudniej) – ale wtedy zaatakowane kompletnie bez sensu niebieskim szlakiem. Teraz postanawiam rozprawić się ze szlakiem czerwonym. Deszcz w lesie już tak nie przeszkadza i szybko robi się ciepło – dla odmiany zaczynają mocno parować okulary – jedyny na to sposób: jechać szybko i nie zatrzymywać się 😉 Na punkt docieram mijając wielu zawodników kręcących się we wszystkich kierunkach – widać, że to początek rajdu i wielu wybrało ten punkt na start.
PK12 – podstawa skały
Dalej szybki zjazd czerwonym do Mirowa (względnie szybki bo mory piach, korzenie i liście – trzeba się do nich przyzwyczaić). Trochę się krzywię bo przejechałem parę kilometrów a napęd już skrzypi jak po kilku godzinach w terenie – do tego też trzeba się przyzwyczaić. Sam punkt efektownie umieszczony w pobliżu zamku i jurajskich skałek – korzysta z tego Paweł Banaszkiewicz pstrykając okolicznościowe fotki do oficjalnej foto-relacji:
PK5 – skraj młodnika
Dalej mam na mapie narysowaną lewoskrętną pętlę – dzisiaj projektant trasy (Piotr Banaszkiewicz) nie szalał z wieloma wariantami, albo kręcimy w lewo albo w prawo. Punkt postanawiam namierzyć od południa od szosy, co w teorii powinno być szybsze niż jazda skrajem lasu. Pewnie byłoby gdyby nie lekkie przestrzelenie odległości (jak to na BO – jeśli punkt nie musi być widoczny z najbliższej drogi to nie jest).
PK9 – róg lasu
Lecę na północ przez Zdów, do pokonania jedna z wielu jurajskich „ścianek” (6% na kilometrze, ponad 12% na 300m) – niby na „góralu” przełożenia lżejsze ale te największe kółka z tyłu nie mają wcale ochoty wskoczyć. Z przodu błyszczy mi fluorescencyjna kurtka Mikołaja Nowotarskiego.
Doganiam go na wypłaszczeniu i jakoś tak się układa, że od tego miejsca sporą część trasy pokonamy razem. Niestety PK9 sprawia sporo kłopotu. Drogi oznaczonej na mapie po prostu nie ma, wchodzę kawałek w las w mały jar, zostawiam rower i szukam jakiegoś punktu odniesienia. Wreszcie docieram do małej polanki (potem widać, że oznaczonej na mapie) ale wychodzi mi, że na PK jest stąd jeszcze za daleko, żeby iść piechotą a przedzierać się z rowerem nie ma jak… Ostatecznie drapiemy się pod górę po zaoranym gliniastym polu do innej drogi (która juz jest na swoim miejscu). Zjazd na oblepionych kołach kończy się małą „kontrolowaną” wywrotką. Na dojeździe mijamy Darka (etisoft) i Agatę (zdezorientowani) walczących z rozwaloną dętką – nie wołają o pomoc więc jedziemy dalej szukać punktu (poszukiwania ostatecznie zakończone sukcesem). Ostatecznie od zjazdu z szosy mija prawie 40 minut.
PK10 – jar
Lecimy ostro na następny punkt. Trudno nie wspomnieć rozpaczliwych manewrów wykonywanych w celu ominięcia zdechłej, na wpół rozłożonej sarny (bleee). Tak mi się dobrze jedzie, że najpierw trochę odjeżdżam Mikołajowi i paru innym kolegom a chwilę potem przestrzeliwuję właściwe odbicie w bok. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – włażę do jaru, który nie jest tym właściwym ale za to wygląda wręcz uroczo:
Poprawiam błąd, docieram na punkt aby spotkać się z tymi, którym uciekłem chwilę wcześniej. Oni ruszają dalej a ja jeszcze muszę wrócić po rower. Nic to, mam nadzieję ich dogonić przed następnym PK.
PK11 – jabłoń
Długi przelot szosą i prosty punkt z jabłonką. Mijamy się z rozszerzoną (o Magdę) ekipą Pajk Orient – z nimi też się jeszcze spotkamy kilka razy.
PK19 – zbocze parowu
Punkt oznaczony na rozświetleniu w postaci skanu lidarowego – zapowiada się ciekawie bo parów wygląda na dość głęboki. Faktycznie taki jest. Zostawiamy z Mikołajem rowery mniej więcej w połowie parowu, bo wychodzi, że żadnego zysku z ciągnięcia ich po błocie nie będzie – i tak nie damy rady szybko zjechać w drugą stronę. Punkt podbijam razem z Magdą i jednocześnie doświadczalnie stwierdzamy, że najłatwiej zbocze parowu pokonuje się zjeżdżając na… 😉
PK2 – jaskinia
Punkt zapowiedziany na odprawie – lampion ma być wewnątrz jaskini. Drogi trochę poplątane i sporo czasu tracimy na szukanie właściwej skały z właściwą jaskinią. Miejsce naprawdę świetne (lampion na końcu korytarza oświetlony przez znajdujący się powyżej komin).
PK20 – skałka
Punkcik wydaje się prosty, ale przy namierzaniu popełniam istotny błąd mierząc odległość od zielonego symbolu leśniczówki zamiast od zaznaczonych zabudowań. Przez to trafiamy we wcześniejszą scieżkę gdzie oczywiście punktu nie ma. W tym miejscu rozdzielam się z Mikołajem, który postanawia poszukać jeszcze trochę dalej a ja chcę sprawdzić jeszcze raz namiar. Tym razem skutecznie (chociaż też z lekkim poślizgiem) docieram do lampionu. Nawołuję, gwiżdżę – ale nikt mnie nie słyszy – wychodzi, że w dalszą drogę ruszę sam.
PK4 – Jaskinia Ostrężnicka
Ten punkt musi być łatwy bo jaskinia jest dobrze oznaczona i ze względu na położenie (200m od parkingu) jest popularną atrakcją turystyczną. Wejście do jaskini kojarzy mi się z wielkim gardłem 🙂
Wracam na szosę gdzie dogania mnie Mikołaj – niestety jest mi coraz zimniej więc nie chcę czekać stojąc w miejscu – mówię tylko gdzie jadę i wskakuję na rower.
PK1 – bufet
Wybieram drogę wzdłuż niebieskiego szlaku – i okazuje się to być bardzo fajnym wyborem. Prowadzi tamtędy piękny leśny asfaltowy szlak rowerowy. Jedzie się świetnie.
Docieram do bufetu gdzie Banaszkiewicze częstują czym chata bogata – naważniejsze to ciepła herbatka. Od razu humor poprawia się o kilka kresek. Postanawiam spokojnie zjeść banana i kawałek ciasta. Na bufet dojeżdża Mikołaj – tym razem (dzięki herbatce) postanawiam poczekać.
PK18 – dół
Liczę spokojnie dziurki na karcie i wychodzi, że brakuje mi jednego do 12 czyli minimum do klasyfikacji na dystansie Giga. Czasu niby jeszcze całkiem sporo i możnaby spokojnie zrobić jeszcze PK3 a może i coś więcej – ale herbata działa krótko, jest mi znowu zimno, mam kompletnie przemoczone nogi. Stwierdzam, że taktycznie to nie jest złe rozwiązanie i jedziemy na plan minimum. PK18 jest na swoim miejscu, podbijamy i lecimy w dół do bazy.
W bazie na szczęście jest grochówka z kotła i ognisko z kiełbaskami. Jak dobrze się ogrzać przy ogniu po takim dniu…
Podsumowanie
Bike Orient jak zawsze świetnie zorganizowany. Nawet przy takiej fatalnej pogodzie – warto było pojechać. To, że było trudno pokazuje wynik – jednym zawodnikiem, który zrobił komplet na Giga był Łukasz Mirowski (wykorzystując praktycznie cały dostępny limit czasu). Z tego co usłyszałem przejechał dobrze ponad 120km.
- Strona organizatora: http://www.bikeorient.pl
- Trasa: TR100
- Przejechane: 70km, 1100m przewyższenia
- Czas: 6:33
- Punkty kontrolne: 12 / 20
- Miejsce: 17 / 22 (Giga)
- Trasa na Stravie: https://www.strava.com/activities/738242411
- Trasa na 3d-rerun: http://3drerun.worldofo.com/…
Podsumowanie pucharu
Na Jurze zakończył się tegoroczny Puchar Bike Orient. Udało mi się zrealizować plan na ten rok – czyli przejechać wszystkie pięć edycji na dystansie Giga (cóż, że dwukrotnie było to minimalne Giga) i bardzo się z tego cieszę 🙂
W klasyfikacji Giga pucharu znalazłem sie na pozycji 16 (z 94 sklasyfikowanych zawodników) – fajnie.
Plan na rok przyszły? Miło byłoby otrzeć się czasami o pierwszą dziesiątkę. Świetnie byłoby zrobić komplet PK na jakiejś edycji. Pożyjemy zobaczymy.
Zdjęcia: moje, Pawła Banaszkiewicza i Doktorka
4 thoughts on “Bike Orient 3/2016 – Niegowa”
Na całości wyszło mi dokładnie 128 km ale ja założyłem sobie wariant nieoptymalny i raz wracałem po punkt, który przespałem 🙂
Ech… 🙂 Patrząc na Twoj przejazd na 3d rerun zastanawiam się tylko jak to możliwe, że prawie się nie zatrzymujesz – czyli jak można odmierzać odległości na mapie w zalanym deszczem mapniku jadąc 30km/h leśną ścieżką 😉
Nie do końca tak jest 🙂 Jak zmniejszysz prędkość na 3dr to nie jest tak kolorowo 😉
Oooo, tam też kiedyś był Jaszczur 🙂 W Niegowej gościnni włodarze są!