KoRNO 2016 – Siedlec

KoRNO 2016 – Siedlec

Na start w Jurajskiej edycji KoRNO decyduję się w zasadzie w ostatniej chwili – kusi trasa projektowana przez Grzegorza Liszkę, którego pomysły już miałem przyjemność poznać na wiosnę (Nadwiślański MNO), kusi teren – Jura, kusi Piotrek Zarzycki i kusi głowa stęskniona za rowerem (3 tygodnie poprzedzające zawody spędziłem na spokojnym włóczeniu się po górach z rodzinką). Dodatkowo ciekawostką (przynajmniej dla mnie) jest formuła trasy rowerowej „giga” – rogaining (w największym skrócie: więcej punktów niż ktokolwiek jest w stanie znaleźć, punkty o różnej wadze – trzeba wybierać).

Decydujemy się z Piotrkiem na dwa noclegi w bazie – pogoda ma być fajna, więc Piotrek bierze namiot (jako alternatywę rozważając spanie w samochodzie). Ostatecznie spędzamy dwa sympatyczne wieczory przy ognisku w gronie elity polskiej orientacji 😉 Szczegóły znają Ci co byli – na potrzeby relacji wystarczy jak napiszę, że było bardzo przyjemnie – i że na osobiste zaproszenia Grzegorza stawiła się naprawdę silna grupa zawodników.

Niestety już pod względem mojego startu było z kolei fatalnie – mój organizm odzwyczajony od rwanego wysiłku typowego dla orientacji bardzo szybko odmawia współpracy – co nie pomaga w skupieniu, dość wysoka temperatura też swoje dołożyła. Ale szkoda marudzić – w skrócie wyglądało to tak:

PK65 – Babia Góra, ambona

Na mapie ponad 40 punktów kontrolnych wycenionych od 30 do 90 punktów przeliczeniowych – do tego zgodnie z koncepcją autora trasy nie ma prostej zasady „im dalej tym drożej”. Planuję zatem nieco chaotycznie decydując się objąć śladem najciekawsze miejsca w okolicy. Na początek wybieram punkt, z założenia łatwy do znalezienia (ambona) i z oczywistym najazdem. Niestety pierwszy zjazd z asfaltu okazuje się problemem bo przerywanej ścieżki po prostu nie ma – zapewne została po prostu zaorana x lat temu. Żeby nie kombinować lecę przez pole (razem z innym zawodnikiem). Niestety odbijam bez sensu na zachód, ścieżka urywa się w lesie, przedzieram się przez krzaki, płoszę stado dzików, ciągnę rower przez chaszcze będąc 50 metrów od ścieżki… Na punkt docieram prawie równo godzinę po starcie z bazy – masakra.

Selection_20160828_01
Błądzenie po lesie

PK84 – Bunkier

Jadę dalej, znowu scieżki nie zgadzają się z mapą. Niestety próba dokładniejszego przyjżenia się sytuacji na mapie kończy się fikołkiem i pękniętą dolną płytą mapnika – na szczęście ja sam nie obrywam przy okazji. Cóż – siadam sobie na trawie, rozkręcam mapnik i nieocenioną „srebrną taśmą” sklejam go. Na punkt docieram razem z innymi zawodnikami – bunkier jest malutki i bardzo dobrze schowany w trawie – może dlatego warty jest 80 pkt.

PK 62 – Koniec ścieżki

Postanawiam trochę odpocząć po atrakcjach pierwszych 2 punktów i wybieram drogę nieco okrężną (sugerując się słowami z odprawy – że szlaki na mapie są zgodne z rzeczywistością a piachy można ominąć nie jadąc najkrótszą drogą). Jadę więc czerwonym rowerowym i docieram na punkcik.

PK 74 – Przepust/mostek

Dalej jedzie się sympatycznie – leśną ale nie piaszczystą drogą. Raz-dwa i jest most – ale… czegoś takiego nie nazwałbym mostkiem a już na pewno nie przepustem. Przysuwam oko do mapy – kropka punktu jest wyraźnie odsunięta o dobre 50 metrów i jestem pewien, że to nie jest błąd. cofam się kawałek i znajduję odpowiedni betonowy przepust. Z tego co potem usłyszałem, to niektórzy mieli szczęście być od razu skierowani we właściwe miejsce przez symaptyczną tubylczynię.

PK 58 – Podstawa radaru

Na punkt trafiam bez problemu, miejsce jest naprawdę świetne a lampion wesoło mruga na pomarańczowo przez malutki otwór wejściowy.

Podstawa radaru z daleka
Podstawa radaru z daleka

W drodze powrotnej postanawiam pojechać prosto do szosy i znowu ląduję w krzakach…

PK72 – Rów

Przejeżdżam przez Żarki i jadę na południe DW793 – bardzo nieprzyjemnie zatłoczoną – z ulgą odbijam w szutrówkę. Rów jest na swoim miejscu chociaż lampion złośliwie chowa się z drugiej strony drzewa.

PK54 – Bunkier

Na asfalcie wyprzedza mnie jeden z liderów – nawet nie próbuję złapać koła, kręcę spokojnie swoim tempem. Niby po płaskim asfalcie ale noga „nie podaje”, może od rana za mało wody przy tej temperaturze? Na miejscu są trzy bunkry i po chwili dezorientacji znajdujemy ten właściwy – tym razem jest naprawdę duży, trochę szkoda czasu więc odpuszczam sobie eksplorację.

PK33 – Wyrobisko

Decyduję się na jazdę zgodnie z planem – ale teraz widzę to na co nie zwróciłem uwagi wcześniej – 6 czy 7 gęstych poziomic w poprzek przerywanej kreski drogi. Podjazd jest tak ciężki jak to widać na mapie – stromy, po piasku z grubymi kawałkami skał i w otwartym słońcu. Na szczęście punkt znajduję łatwo – chociaż znowu powrót do trasy jest kłopotliwy.

PK83 – Charakterystyczne drzewo

Mijam zamek w Mirowie i kręcę pod górę – pamiętam ten podjazd z zeszłorocznego przejazdu szosówką na trasie Zawiercie-Łódź – chociaż wtedy było jakoś lżej. Niestety mijam odbicie niebieskiego, który planuję wykorzystać i z rozpędu zjeżdżam do Niegowej. Tutaj nie udaje mi się znaleźć początku szlaku czerwonego (a z poszukiwań rezygnuję szybko ze względu na warczące kundle). Postanawiam wrócić do niebieskiego – gdzie wita mnie sympatyczna tablica GOPR-u „szlak szczególnie niebezpieczny, tylko dla zawodoców ze sprzętem alpinistycznym” 🙂 doczytuję jednak, że chodzi o znajdujące się tam jaskinie – ciągnę więc rower pod górę. Okazuje się, że może sprzęt alpinistyczny nie jest potrzebny ale wciąganie roweru pod taką górę nie ma żadnego sensu. Nogi się pode mną trzęsą, siadam na chwilę, żeby coś zjeść i przemyśleć wszystko.

20160827_132235
Niebieski szlak nie-rowerowy

Ostatecznie opieram rower o drzewo i dalej lecę na punkt „z buta” – potem wyjdzie, że to dość popularna taktyka w tym miejscu

PK51 – Biała Góra

Jadę dalej na południe bo ciągnie mnie w kierunku licznych skałek oznaczonych na mapie. Po drodze łapię prosty PK43. Trasa wiedzie dość ciężkim podjazdem po kamieniach (w końcu co krok to wyrobisko – kamieniołom). Na górze piękne widoki. Sprawdzam czas, oceniam mój stan i stwierdzam, że większość skał obejrzę raczej z daleka…

20160827_144432

PK49 – Ambona

Na mapie punkt prezentuje się ciekawie – na końcu czegoś w rodzaju cypla odchodzącego ze szczytu wzniesienia. Ambonę znaleźć niby łatwo chociaż zatrzymuję się kilka kroków za daleko (widząc rozrzucone ziemniaki i jabłka – zapewne przynęta na biedne dziki).

Dalej postanawiam sie kierować na północ w kierunku bazy łapiąc co się da po drodze. Zahaczam tylko o sklep z Zdowie bo zapas wody się już wyczerpał. Odpuszczam leżący niby blisko PK59 (blisko ale bardzo pod górę). Z dwóch położonych w podobnej odległości punktów (72 i 57) wybieram ten drugi bo prowadzi do niego droga a nie ścieżka – niestety zmęczenie daje się we znaki i popełniam fatalny błąd odbijając dużo wcześniej (i nie usprawiedliwia mnie fakt, że tutaj na każdym skrzyżowaniu stoi jakiś krzyż). Szybko orientuję się w sytuacji ale świadomość błędu dobija mnie i macham ręką na PK57.

Czuję, że muszę zostawić sobie spory margines czasu na dojazd do bazy i nie ryzykować przebijania się przez piesze szlaki w gęstwinie poziomic – wybór pada na dwa „proste” punkty 35 i 31. Jazda asfaltem pozwala trochę uspokoić mięśnie i głowę. Dojeżdżam do Złotego Potoku gdzie zatrzymuję się na chwile na wyremontowanym placyku, gdzie oprócz zabytkowej studni stoi sobie rzeźba „baby z wiadrami” – jak się okazuje, autorstwa bardzo znanego rzeźbiarza Jerzego Kędziory (a co ciekawe – nie wiąże się z tą rzeźbą żadna legenda, choć podobno lokalne władze ogłosiły stosowny konkurs na wymyślenie takowej).

20160827_164141
Dziewczyna z konwiami

Droga na punkt 35 okazuje się nieprzyjemnie piaszczysta, oznakowanie wycięte a ścieżka złośliwa 😉 Taki najzłośliwszy rodzaj zakrętu, który delikatnie wyprowadza człowieka w pole.

Selection_20160906_01
Zakręt Śmierci

Na szczęście nie mam już siły na szukanie właściwego kamienia przy niewłaściwej drodze. Rzut oka na kompas wszystko wyjaśnia ale to nic nie zmienia. Zjeżdżam znakowanym szlakiem do szosy i chyba nie przekraczając 10km/h pedałuję do bazy. Trzy ostatnie punkty odfrunęły. W bazie jestem 25 minut przed końcem czasu (limit 10h).

Podsumowanie

Kondycyjnie i nawigacyjnie tragicznie – towarzysko i turystycznie świetnie. Cóż – czasem tak bywa. Pozostaje mieć nadzieję, że jak wrócimy na Jurę za miesiąc na finał Bike Orientu – to będzie lepiej.

Warto wspomnieć, że wygrał Daniel Śmieja, który kilka dni wcześniej ukończył rajd Bałtyk-Bieszczady 1008 (w tym roku 1008 x 2 = 2016 km, na trasie Świnoujście-Ustrzyki i z powrotem – non stop).

One thought on “KoRNO 2016 – Siedlec

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *