Jaszczur 1/2019 – Knyszyńskie Knieje – Borki
Pierwszy tegoroczny Jaszczur zaprasza nas do mało znanej Puszczy Knyszyńskiej – kilkanascie kilometrów za Białymstokiem. Razem z Tymkiem docieramy do bazy (harcerska baza w Borkach) w piątek wieczorem. Od razu Malo wyciąga mnie, żeby skoczyć powiesić ostatni lampion nad rzeką Płoską 5km od bazy.
Razem z zachodzącym słońcem zaczyna spadać temperatura – prognoza na noc to okrągłe 0 stopni. Jeśli chodzi o nocleg to mamy dwie możliwości – wspólna salka będąca jednocześnie biurem rajdu (co oznacza, że o 5 obudzą nas zawodnicy z trasy TP50) albo nieogrzewane drewniane domki. Wybieramy zimno i spokój. Dwie pary skarpetek, śpiwór i dodatkowy koc jakoś dają radę.
Na szczęście rano wita nas słoneczko i z każdą minutą robi się coraz cieplej. Nasza trasa (TP25) startuje po 10 a my nawet po 11, więc można zostawić ciepłe ciuchy w bazie. Na trasie czeka nas 28 punktów w limicie czasu 8 godzin (+4 godziny spóźnień).
Łapiemy kilka pierwszych punktów na rozświetleniach Lidarowych i zbliżamy się do punkciku opisanego „ile saren”, oczyma wyobraźni widzimy malowidło z setką saren do policzenia coś w tym rodzaju (no bo przecież żywych saren by Malo nie kazał liczyć, nie? 😉 ) Prawda jest dużo bardziej prozaiczna.
Kawałek dalej czeka nas inna zagadka (na której – niestety – wykazujemy się niejakim zaćmieniem umysłowym). Brzmi ona „na ilu noga stoi koza”. Pierwszy pomysł to wpisać 4 i w ogóle nie szukać punktu, hm… Nie no – tak nie można – namierzamy więc oczekiwane miejsce. Na drzewie pojawia się druga proponowana odpowiedź: 5…
Wychodzimy na skraj lasu i widzimy wielką myśliwską ambonę, która stoi na… 6 nogach. Tylko dlaczego ambona miałaby się nazywać kozą? Może to jakiś wschodni slang?
Co więcej pod amboną leżą szczątki – być może kozy (tak przecież potocznie nazywa się samicę sarny). Nieżywa koza w ogóle nie stoi i oprócz czaszki i kawałka kręgosłupa ma coś jakby jedną nogę (albo pół).
Jakieś 5 godzin później przyjdzie mi do głowy, że chodziło o piecyk typu „koza” umieszczony w ambonie. Nie wiem na ilu stał nogach – ale wiem, że prawdą jest, że orientacja to wyścig na inteligencję. 🙂
Kolejny punkt jest na bagnach – na szczęście kilka tygodni suszy powoduje, że damy radę go zdobyć suchą nogą (o ile ktoś się nie zachwieje przechodząc po spróchniałych pniach).
Przy kolejnym punkcie spotykamy Radka (kolegę z pokoju w naszym domku) i zawodnika z trasy długiej (Staszek o ile mnie pamięć nie myli). Z punktu wychodzimy razem-ale-osobno (trzymając się zasady „zakaz tramwajowania”). Spotkamy się za chwilę na PK-F, gdzie niestety nie ma lampionu. Przeszukujemy wytypowaną górkę, porównujemy ze skanem, namierzamy od drugiej strony i nic. Dogania nas zespół Zygzaków (startowali niedługo po nas więc spodziewaliśmy się, że każdy błąd nawigacyjny spowoduje dogonienie nas przez Anię i Jarka). Kręcimy się jeszcze chwilę w kółko i ostatecznie wpisujemy na karcie BPK.
Powoli zbliżamy się do Kopnej Góry co będzie też oznaczać pożegnanie z Knyszyńskimi Kniejami – druga część trasy to marsz po nadrzecznych łąkach.
Na PK14 mamy zadanie terenowe – zmierzyć wysokość pomnika. Tymek szybko przypomina sobie jak to było z tym Pitagorasem, ale na miejscu okazuje się, że można zastosować metodę uproszczoną.
Na PK13 trafiamy na łąkę, gdzie – zgodnie z informacją na tablicy – powstanie pokazowa hodowla żubrów. Z tej okazji robimy sobie przerwę na rozprostowanie nóg i przekąszenie czegoś tam (zgodnie z zasadami – mamy tutaj 20 minut nieobowiązkowej pauzy).
W ramach opisu PK13 mamy policzyć położone na łące tory kolejowe.
Łapiemy następne punkty – rysujemy znak, liczymy podpory mostu…
Chwilę zastanawiamy się jak pójść na następny punkt. Widzimy, że Zygzaki zdecydowały się na trawers łąki – która wygląda na mocno miejscami podmokłą i ma zestaw kanałów namalowanych na mapie. Stwierdzamy z Tymkiem, że małe obejście skrajem lasu nam nie zaszkodzi – zresztą widać też innych zawodników, którzy mają podobny plan.
Przed nami dwie wioski – Podłaźnie i Łaźnie. W pierwszej mamy odpowiedzieć na pytanie jaką śmiercią zginęli Grzegorz i Aleksander. Domyślamy się, że tragiczną – ale problem polega na tym, że pytanie i odpowiedź musi być napisana grażdanką.
W drugiej wiosce mamy do narysowania cerkiewkę – która została wybrana jako motyw tego Jaszczura.
Słońce zaczyna chylić się ku zachodowi – ale wygląda na to, że jeśli w końcówce czegoś nie pokręcimy to mamy nawet szansę na zmieszczenie się w podstawowym limicie czasu.
Dalej musimy podać azymut i odległość widocznej wieży, kłopot taki, że na pierwszy rzut oka żadnej wieży nie ma – dopiero na drugi znajdujemy w pewnym oddaleniu coś co wygląda na wieżę. Dokonujemy stosownych pomiarów i lecimy dalej.
Zostaje nam dosłownie parę punktów, łapiemy ambonę, trochę nadrabiamy drogi okrążając ogrodzoną kolonię „Stryjenszczyzny”.
Docieramy z powrotem do Borek, gdzie uśmiechnięte mieszkanki pytają nas skąd jesteśmy i jak nam się podoba – no bardzo nam się podoba!
Wyciągamy nogi i do bazy docieramy parę minut przed limitem (mając jeszcze zapas z lotnej przerwy).
Dobrze nam poszedł ten Jaszczur, było skutecznie, bez błądzenia i całkiem szybko. Na trasie TP25 zrobiliśmy raptem 28 i pół kilometra co jak na Jaszczura jest naprawdę dobrym wynikiem. Na ten moment nie wiem jak ze stowarzyszami bo dopiero tydzień po zawodach i wyników w sieci jeszcze nie ma – a na niedzielnym podsumowaniu nie zostaliśmy – jakoś straciliśmy ochotę na drugą noc w zimnym domku 😉
- Strona organizatora: https://www.facebook.com/ZgromadzenieWedrownicze
- Trasa: TP25
- Przebieg: 28.6km, 259m przewyższenia
- Czas: 7:51 (limit 8+4)
- Punkty kontrolne: 28/28 (3 PS)
- Miejsce: 7/14
- Trasa na Stravie: https://www.strava.com/activities/2341729005