Jaszczur 2/2018 – Astronomiczne Odległości – Frombork
Druga edycja tegorocznego Jaszczura zabiera nas do Fromborka. To malutkie miasteczko spopularyzowane w PRL-u – m.in. poprzez Pana Samochodzika, Kwapiszona i Tytusa.
We Fromborku wszystko – nomen omen – kręci się wokół Mikołaja Kopernika, który żył tam i pracował przez ponad 30 lat tworząc swoje „O obrotach sfer niebieskich”. Mamy główną ulicę Kopernika, wieżę Kopernika, pomniki Kopernika, muzeum Kopernika, hotel Kopernik, Spiżarnię Kanonika Kopernika i oczywiście szkołę im. Kopernika – w której znajduje się baza rajdu.
Co ciekawe – w wielu miejscach można napotkać na ślady harcerskiej akcji Frombork-1001, która odbywała się tutaj w latach 60-tych XXw.
Na przykład brama wjazdowa na teren szkoły:
Do bazy docieramy z Tymkiem wieczorem, łapiemy się jeszcze na koniec zachodu słońca. Wieje ostro z północy – dobrze, że to rajd pieszy bo nie chciałbym jechać pod taki wiatr rowerem.
Rano standardowo odprawa – i tutaj niespodzianka: Malo przygotował mapy, na których – oczywiście też dla uczczenia Kopernika – pojawiły się planety i orbity. Oprócz zwykłych Punktów Kontrolnych (wartych 100 punktów przeliczeniowych) oraz zwykłych wycinków (wartych 150pp) mamy okrągłe planety, które trzeba umieścić „gdzieś na orbicie”. Jedyną podpowiedzią jest, że „kąt obrotu równy jest kątowi obiegu” (co w przypadku elipsy, która z natury ma dwa ogniska jest nieco nieprecyzyjne). Na próbach dopasowania planet do mapy (i reszty wycinków) schodzi nam dobre 20 minut. U nas planet jest 6 – ile czasu potrzebowali zawodnicy z TP50, którzy mieli tych planet 14? Oczywiście planety są typowo wycinkami map historycznych oraz skanów lidarowych w skali 1:10000 (mapa jest standardowa 1:25000). Ufff…
Udaje nam się dopasować w 5 z 6 planet – ostatnia planetka (E) może być w kilku miejscach. Zaznaczamy sobie propozycje i odkładamy ostateczną decyzję „na potem”.
Startujemy zaczynając od punktu opisowego Zamku-Katedry (najważniejszy zabytek we Fromborku, więc nie zrobiłem zdjęcia) i dalej lecimy szybko w kierunku nieczynnego dworca i starej linii kolejowej. Po dawno nieużywanych torach przejdziemy dzisiaj ładnych kilka kilometrów. Oczywiście drewniane podkłady są tak rozstawione, że na jeden krok zbyt gęsto a na dwa za szeroko – no i jak tu w ogóle liczyć kroki? Pocieszamy się jedynie wizją jadących po tych podkładach rowerzystów (na starcie trasy Nie-pieszej stawiła się niewielka grupka).
Łapiemy z marszu PK2 i PK-L.
Potem PK3 (no dobra – wpadł stowarzysz), lekko przestrzeliwujemy odejście na PK-N ale też namierzamy go skutecznie.
Zbliżamy się do PK-K i tutaj przypomina nam się odprawa, na której Malo mówił, czego nie wolno a co wolno. Wolno było w szczególności: kąpać się w morzu, przechodzić w bród przez rzekę, wchodzić na drzewa, zjeżdżać na tyłku z górki.
Na punkcie K mamy wchodzenie na drzewo – w wyniku szybkich uzgodnień ja zostaję wytypowany z naszego zespołu do tego zadania 🙂
Potem szybciutko punkt J a potem G, który szczęśliwie namierzamy od ręki – bo jest lekko ukryty. Lekko jak na standard Jaszczura. Ciekawe, czy ktoś z TP50 próbował go znaleźć po ciemku?
W tym miejscu popełniamy pierwszy dzisiaj błąd – zamiast grzecznie wrócić do drogi postanawiamy do PK-H iść na przełaj. To „na przełaj” jest zarośnięte i bardzo pofałdowane – a ostatecznie lądujemy i tak na drodze. Co gorsza nie do końca wiemy, w którym miejscu. Namierzamy punkt H zbyt wcześnie i nie udaje nam się go znaleźć. Pół godziny plątania się po jarach bez sensu.
Trudno, lecimy szukać pierwszej planety – chyba najprostszej. To Święty Kamień czyli leżący w morzu spory głaz narzutowy. Oglądając przed rajdem mapy okolic byłem prawie pewien, że głaz znajdzie się na trasie rajdu. Żartowałem nawet, że zawodnicy z TP50 będą musieli go narysować od strony morza. Rzeczywistość okazała się taka, że zawodnicy TP25 – czyli my – też dostali takie zadanie…
Długo się nie zastanawiamy – razem z Dawidem z zespołu Gdyńskich Albatrosów, którzy w tym samym czasie przybyli na miejsce, ściągamy buty, spodnie i hop do wody.
Normalnie koło kamienia jest dość płytko, ale przy takim wietrze jak dziś niektóre fale mają dobrze ponad pół metra. Trzeba było zdjąć koszulkę…
Chwila na wysuszenie nóg i wyczyszczenie z piasku – i lecimy dalej. Kolejne planety przed nami.
Następuje dość długi przelot w kierunku „punktu widokowego”, z którego mamy namierzać tajemniczy cypel. Tajemniczy bo znajduje się on ewidentnie poza mapą.
Po wyjściu z lasu decydujemy się iść na punkt na przełaj.
Docieramy na górę podczas gdy inny zespół właśnie stamtąd ucieka. W oddali widać zalew i coś co chyba jest tym półwyspem. Namierzamy azymut (w miarę dobrze, chociaż dopiero w domu przychodzi mi do głowy, że nie wzięliśmy pod uwagę deklinacji magnetycznej) i strzelamy jaka to może być odległość (zupełnie źle). Po rajdzie Malo twierdzi, że to cypel u ujścia Pasłęki – no i ma rację.
Dzisiaj w kąciku edukacyjnym nauczymy się określać zasięg wzroku wynikający z kulistości Ziemi. Można to łatwo policzyć z twierdzenia Pitagorasa:
Albo oszacować w przybliżeniu (w metrach):
odległość widnokręgu = pierwiastek kwadratowy z wysokości razy 3570.
Czyli jeśli stoimy na 100-metrowym wzgórzu to nie zobaczymy nic dalej niż 36 kilometrów. Oczywiście oszacowanie nie bierze pod uwagę refrakcji atmosferycznej i innych takich tam 😉
No dobrze, lecimy dalej. Przedzieramy się przez jeżyny i na punkcie PK-B (planeta) spotykamy zespół Zygzaków. Podbijamy karty i rozchodzimy się w różnych kierunkach. W naszym przypadku jest to miejsce, gdzie jak podejrzewamy ukrywa się planetka E. Niestety jest to ślepy strzał i szybko porzucamy ten pomysł spisując E na straty. Łapiemy za to PK-C (złośliwy stowarzysz). Dalej rozpoczynamy długi marsz przez łąki i pola w kierunku PK-M (zwykłe rozświetlenie).
Po przejściu stu elektrycznych pastuchów docieramy do ściany lasu – która jakoś nie zgadza nam się z mapą. Potem okaże się, że faktycznie tak było – tu gdzie na mapie był dalszy ciąg łąki w rzeczywistości był las i to w wersji nie-do-przejścia.
Robimy kilka różnych podejść i prób przebicia się dalej na wschód. Docieramy nawet w pobliże punktu M ale nie wiemy o tym i wycofujemy się, ostatecznie przedzieramy się wzdłuż niezaznaczonej na mapie linii wysokiego napięcia. Docieramy w końcu do drogi nie wiedząc w którym miejscu wyszliśmy. Nie mam żadnego zdjęcia z tego odcinka bo byliśmy solidnie wkurzeni stanem rzeczy. Nie łapiemy prostego PK5 (bo nie wiemy, że jest on raptem 250 metrów od nas). Kierujemy się w kierunku ostatniego punktu i bazy – i tak jesteśmy już dawno w zakresie limitu spóźnień – a spóźnione minuty od jakiegoś czasu są na Jaszczurze droższe. 3 punkty przeliczeniowe za minutę (przy 3 godzinach limitu spóźnień dla TP25).
Ostatnia planeta to obserwatorium. Musimy uzyskać informację o wielkości zwierciadła teleskopu. Rozmawiamy chwilę z sympatycznymi osobami z załogi obserwatorium. Zapraszają nas po zmroku na oglądanie nieba – niestety po całodziennym rajdzie nie będziemy mieli na to siły.
Ostatni kawałek szosą i wracamy do bazy.
Dwie godziny kręcenia się wokół PK-M i ominięcie PK5 i PK-H nieco psują całkiem fajny wynik. Ostatecznie zajmujemy 5 miejsce na 14 drużyn.
Długi jest lipcowy dzień więc po chwili odpoczynku w bazie schodzimy jeszcze do portu nasycić oczy kolejnym zachodem.
Podsumowanie
- Strona organizatora: https://www.facebook.com/ZgromadzenieWedrownicze
- Trasa: TP25
- Przebieg: 30.6km, 445m przewyższenia
- Czas: 9:37 (limit 7 + 3)
- Punkty kontrolne: 14/18
- Miejsce: 5/14 (TP25)
- Trasa na Stravie: https://www.strava.com/activities/1672481118
- Trasa na 3d rerun: http://3drerun.worldofo.com/…
2 thoughts on “Jaszczur 2/2018 – Astronomiczne Odległości – Frombork”
Kształt kamienia z północnego wschodu, to odwrócony obraz kamienia z południowego zachodu. Dało się zrobić kamień na sucho 🙂
Może i się dało – ale nie byłoby wtedy tak wesoło 😉